Z ankiet wynika, że Polacy są przychylni dla pomysłu wprowadzenia obowiązkowych kart rowerowych dla nieposiadających prawa jazdy. Zaś jednym z głównych sposobów poprawy bezpieczeństwa jest wg nich obowiązek jazdy w kaskach, co najmniej dla dzieci i młodzieży. Czy to działa? Niezupełnie.
„Dziennik Gazeta Prawna” przeprowadził ankietę po tym, gdy Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa wspomniało o pomyśle obowiązkowej karty rowerowej dla poruszających się jednośladami. To jeden z postulatów Narodowego Programu Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Wszystko po to, by poprawić bezpieczeństwo na drogach. Gazeta zapytała czytelników, czy to dobry pomysł (53 proc. uznało że raczej tak i zdecydowanie tak), oraz jakie rozwiązania według nich istotnie poprawiłyby bezpieczeństwo rowerzystów. Wśród odpowiedzi dominuje rozbudowa tras rowerowych, ale za skuteczny sposób uznano też wprowadzenie obowiązkowych kasków dla dzieci i młodzieży, dla wszystkich oraz wprowadzenie wspomnianej karty.
Pomysł wprowadzenia obowiązkowej karty rowerowej
skrytykował na naszych łamach Rafał Stawecki, który posiłkuje się statystykami. Zdecydowaną większość wypadków powodują kierowcy samochodów, którzy dokument poświadczający ich umiejętność zachowania się na drodze już mają. Dodaje też, że w żadnym rozwiniętym kraju obowiązku posiadania karty rowerowej nie ma. Przeciwnie. W Holandii w ogóle nie ma takiego dokumentu, choć o naukę poruszania się po drodze dba się w szkołach.
Głowa zakuta w kaskKaski dla rowerzystów to też problematyczny temat, choć na pierwszy rzut oka wydaje się prosty. Obowiązek jeżdżenia w kaskach w oczywisty sposób poprawia bezpieczeństwo rowerzystów. Zresztą to jasne, że gdy wyrżniemy głową w szybę samochodu, lepiej kask mieć, niż go nie mieć. Co więcej są przykłady miejsc na świecie gdzie taki obowiązek istnieje. Dlaczego więc
w Australii właśnie jest łagodzony, a
na Nowej Zelandii, choć obowiązuje od ponad dwóch dekad, jest mocno krytykowany?
W obu tych krajach statystyki wskazują, że śmiertelność rowerzystów nie współgra z obowiązkiem lub brakiem obowiązku jeżdżenia w kasku. Za to wprowadzenie takiego obowiązku zmniejszyło liczbę rowerzystów nawet o połowę. To pośrednio przekłada się nawet na spadek ich bezpieczeństwa, bo tam gdzie na rowerze jeździ więcej osób, tam są bezpieczniejsi. Czują się pewniej, a kierowcy na nich uważają. – Jestem ciekaw co by było, gdyby nie było u nas obowiązku jeżdżenia w kaskach… Nie żebym postulował jego zniesienie. Po prostu zastanawiam się nad ewentualnym efektem społecznym… – mówił kilka lat temu ówczesny nowozelandzki minister ds. bezpieczeństwa transportu Harry Duynhoven.
Warto też pamiętać, na co zwracają uwagę niektórzy rowerowi aktywiści, by nie posługiwać się myślowym skrótem. Kaski nie zmniejszają ryzyka wypadków, tylko chronią przed ich konsekwencjami, zmniejszają ryzyko urazu głowy, gdy już do niego dojdzie.
Dużo znaczy mniejDoświadczenia z Antypodów potwierdzają
statystyki Europejskiej Federacji Cyklistów sprzed dwóch lat, które prezentujemy na infografice. Po pierwsze tam, gdzie rowerzystów jest więcej, tam są bezpieczniejsi. Po drugie liczba osób jeżdżących w kasku nie ma przełożenia na ich bezpieczeństwo.
Uderzające są zwłaszcza skrajne przykłady. W Holandii ponad 20 proc. podróży odbywa się na dwóch kółkach, a w kaskach prawie się nie jeździ. Mimo tego tylko w Danii, w dodatku nieznacznie, rowerzyści rzadziej giną na ulicach. Z drugiej strony w USA ponad 1/3 użytkowników rowerów chroni głowę kaskiem, ale rowerzystów jest niewielu, za to giną dużo częściej niż w Europie.