Na marginesie toczonych właśnie debat i propozycji zmierzających do rozwiązania warszawskiego problemu parkingowego warto zauważyć, że abonament parkingowy w warszawskiej strefie płatnego parkowania jest… najtańszy w Polsce. Jednak nawet podniesienie go do poziomu cen w innych miastach, mniejszych lub większych, problemu by raczej nie rozwiązało.
W związku z bardzo ciekawym
zestawieniem przygotowanym przez Polską Organizację Branży Parkingowej, ankieterzy przyjrzeli się funkcjonowaniu stref płatnego parkowania w 26 miastach. Ta warszawska, szacowana na 30 tys. miejsc, jest największa, choć niewiele ustępuje jej krakowska (23 tys.). Obie znacząco przerastają inne strefy parkowania, które rzadko przekraczają wielkością 5 tys. miejsc parkingowych. Tak jest w przypadku stref w Poznaniu (ok 8,5 tys.), Szczecinie (ok. 8 tys.) i Gdańsku (niecałe 6 tys.), a blisko 5 tys. miejsc liczą strefy w Łodzi i we Wrocławiu.
Choć opłaty parkingowe są w Warszawie najwyższe, jakie dziś dopuszcza ustawa (3 zł za pierwszą godzinę, 3,6 zł za drugą, 4,2 zł za trzecią i znów 3 zł za czwartą i kolejne) i w związku z tym, a także z jej wielkością, warszawska Strefa Płatnego Parkowania Niestrzeżonego przynosi zdecydowanie największy przychód, to jeśli chodzi o opłatę dla mieszkańców, miejsce parkingowe w centrum stolicy jest… najtańsze w Polsce.
Tanio jak w stolicy
Warszawiak mieszkający w centrum płaci za możliwość parkowania przed domem 30 zł rocznie. Tyle samo płaci mieszkaniec Kielc. W Bytomiu i Olsztynie płaci się 50 zł rocznie. Większość miast ma dla mieszkańców taryfikatory miesięczne, które powodują, że w ciągu roku na miejsce dla auta trzeba wydać ok. 100–120 zł.
Bo poza niską ceną, warszawscy kierowcy korzystają też na innych zasadach z abonamentu. W stolicy przysługuje on właścicielowi auta, który jest zameldowany w SPPN i jest właścicielem auta. I tyle. Samochód nie musi być zarejestrowany pod konkretnym adresem, Właściciel auta nie musi mieć prawa jazdy. Nie ma limitu samochodów, na które można mieć abonament, więc rekordziści abonamentują się nawet na kilkanaście aut.
„Drogo” jak w Krakowie
Tymczasem we wspomnianym Krakowie jedna osoba może wykupić jeden abonament na samochód, który w dowodzie rejestracyjnym ma adres zgodny z adresem zameldowania posiadacza. Abonament nie przysługuje posiadaczom aut w leasingu czy kredytowanym.
W wielu miastach abonament przysługuje tylko na jedno auto albo parkowanie drugiego i kolejnego samochodu są dużo droższe. W Rzeszowie za pierwszy i drugi samochód na adres płaci się 10 zł miesięcznie, ale za trzeci już 100 zł miesięcznie. W Krakowie mieszkaniec ma prawo tylko do jednego abonamentu. Funkcjonują za to abonamenty ogólnodostępne – za 250 zł za miesiąc (są pomysły by cenę podnieść).
Miejsce lepiej trzymać
Niskie ceny parkowania w Warszawie – abonamentowe, ale też jednorazowe – powodują, że w centrum stolicy zaparkowanie auta graniczy z cudem, a często powtarzaną, również przez urzędników liczbą jest to, że 20–30 proc. ruchu samochodowego w śródmieściu to kierowcy szukający wolnego parkingu. W SPPN wydano więcej abonamentów niż jest miejsc. Nic dziwnego, że kłopot z parkowaniem mają nawet mieszkańcy i w związku z tym „okupują” miejsce raz zajęte, by go nie stracić.
Rzecz w tym, że podniesienie ceny abonamentu choćby do poziomu ogólnopolskiego raczej nie spowoduje, że rotacja zrobi się większa. MJN w swojej propozycji zakłada zresztą szereg innych działań, które mają wymusić rotację parkujących aut. Sama opłata parkingowa, podniesiona do poziomu 120 zł za rok będzie i tak mniej więcej dziesięciokrotnie mniejszą sumą w porównaniu z tą, jaką mieszkaniec Warszawy wydaje na bilet na Karcie Miejskiej.
Z drugiej strony sytuacja, w której parkowanie w centrum stolicy jest tańsze niż w centrum Krakowa, Poznania, Bytomia, czy Radomia, stanowi mocny argument na poparcie tezy, że władze Warszawy nie przykładają należytej wagi do rozwiązania problemu parkingowego.