„Rozumiem, że to reklama, ale mimo wszystko wagon metra wymalowany w symbole nazistowskich Niemiec i imperialnej Japonii trochę mnie przeraża” – piszą na twitterze nowojorczycy komentując kontrowersyjną kampanię reklamową w nowojorskim metrze. Amazon, odpowiedzialny za zamieszanie, na razie nie komentuje reakcji pasażerów.
Koncern Amazon, znany głównie z działalności logistycznej, od kilku lat podbija również inne branże w tym filmową i telewizyjną. Kampania reklamowa, która ruszyła w USA w połowie listopada i ma potrwać do połowy grudnia, promuje najnowszy serial wyprodukowany przez Amazona. To „Człowiek z Wysokiego Zamku”, luźno oparty na powieści Philipa K. Dicka, przedstawiający alternatywną historię Ameryki pod niemiecką i japońską okupacją. W tym celu w nowojorskim metrze zawisły plakaty, a ławki w wagonach na linii między Grand Central a Times Square zostały oklejone symbolami stylizowanymi na nazistowskie, wpisanymi w amerykańską flagę i sztandarami imitującymi flagi imperialnej Japonii. Nie wszystkim się to spodobało.
„Kto na to pozwolił?”Amerykańskie media od poniedziałku rozpisują się o kontrowersyjnej kampanii reklamowej, a pasażerowie komentują ją na twitterze, w większości nie pozostawiając na Amazonie suchej nitki. Dostaje się też Metropolitan Transport Authority, czyli zarządcy tamtejszego metra, który na wynajmowaniu powierzchni reklamowych zarabia ok. 130 mln dol. rocznie. W oświadczeniu wydanym przez rzecznika MTA Adama Lisberga można przeczytać, że reklama nie narusza standardów przyjętych przez firmę, a pracownicy agencji reklamowych co chwilę wymyślają nowe sposoby by przykuwać uwagę odbiorców, „…i właśnie dlatego zajmują się reklamą”.
„Może to ja oszalałem, ale sądzę, że wymalowanie metra w nazistowskie symbole i nazwanie tego reklamą, nie jest dobrą decyzją”, „Wiem, że to reklama, ale k…a. Metro wymalowane w coś takiego. Nie”, Czuję się raczej mało komfortowo siedząc w metrze, gdy naprzeciwko mnie flaga amerykańska ma w sobie taki symbol”, „Jestem ciekaw jaka komisja to przepuściła. Kto na to spojrzał i powiedział: Ok, to w porządku” – to tylko niektóre tweety pasażerów, którzy najwyraźniej nie zgadzają się z rzecznikiem MTA.
Nie brakuje głosów uznających tego rodzaju protesty za przesadę i dostrzegających siłę reklamy w jej kontrowersyjności. Ale wywołała porządną dyskusję. Serwis Gothamist, wyrosły kilkanaście lat temu z bloga opisującego zagadnienia miejskie, dziś serwis na którym wzoruje się kilkadziesiąt podobnych na całym świecie , który jako pierwszy opisał sprawę, zapytał o to co w kampanii może przeszkadzać przedstawicieli Anti–Defamaion League, czyli jednej z najstarszych i najbardziej znanych amerykańskich organizacji walczących z uprzedzeniami i nienawiścią wobec Żydów. – W telewizji, gdzie wiadomo że to są symbole Ameryki kontrolowanej przez Hitlera, mamy kontekst. W metrze, amerykańska flaga z wkomponowanym nazistowskim symbolem może budzić sprzeciw, bo nie ma kontekstu, nie mamy znamy znaczenia tego symbolu – tłumaczy przedstawiciel ADL Evan Bernstein. – To, że flagi są rozciągnięte na siedzenia w metrze jeszcze potęguje ten efekt – dodaje.
W Polsce nachalnieW Polsce póki co takich kontrowersji nie ma, głównie dlatego, że warszawskie metro nie korzysta z możliwości sprzedaży powierzchni reklamowych aż w takim zakresie. Problemy z reklamą w przestrzeni miejskiej wiążą się głównie z tym, że jest jej za dużo i jest zbyt nachalna. Niekoniecznie chodzi o treść. Np. przed dwoma laty pasażerów warszawskiej SKM–ki straszyły emitowane z głośników przy każdym zatrzymaniu się pociągu wrzaski „Wystrzałowy Narodowy!”, które zapraszały na organizowanego przez miasto Sylwestra na Stadionie Narodowym. Reklama była nie tylko głośna, ale też myląca, bo mogła się kojarzyć z głosową informacją, że pociąg dojechał do stacji „Stadion Narodowy”. Po interwencjach mediów i pasażerów zrezygnowano z tak głośnego puszczania reklamy.