Trochę mną zatrzęsło, gdy o świcie przeczytałem wywiad z wiceministrem infrastruktury RP, Rafałem Weberem – na portalu transport-publiczny.pl. Zapowiedział, że nie będzie zmian w zasadach pierwszeństwa pieszych na przejściach. Spoko. Więc codziennie będziemy mieli na nich jednego, dwa trupy. Tym razem one idą na pana konto, panie Ministrze.
Postanowiłem napisać parę słów – ja, skromny żuczek, dyrektor trzeciej, najniższej rangi w zarządzie dróg w Jaworznie. W moim mieście, w ostatniej dekadzie, jeśli ktokolwiek ginął, to piesi. Ale od jedenastu miesięcy nie mieliśmy żadnego wypadku, w którym byli choćby ciężko ranni. Ale co ja tam mogę się znać…
No, trochę się jednak znam. I myślę, że trzeba panu ministrowi, który jest z wykształcenia prawnikiem, a zajmuje się bezpieczeństwem ruchu drogowego, trochę powyjaśniać. Posiada bardzo niebezpieczne dla życia pieszych „własne oceny”. Ja w sumie jestem politologiem zajmującym się urbanistyką, ale trochę studiowałem temat i miałem całkiem sporo do powiedzenia, gdy moje miasto przebudowywało ulice tak, by ludzie przestali na nich ginąć.
Zadziałało, więc moje oceny mogą być wobec powyższych faktów trafniejsze niż ministerskie
Dzięki uważnej lekturze potwierdzonej praktyką zrozumiałem, dlaczego bezwzględne pierwszeństwo działa wszędzie tam, gdzie zostało wprowadzone. Dlaczego „polska szkoła BRD” nie działa? Bo koncentruje się na maskowaniu problemów, odsuwaniu ich od siebie i poszukiwaniu „tyłkochronów”. A przypomnę, że codziennie umiera na drogach, ewentualnie niedługo później w szpitalach, 8-9 osób. W tym jeden lub dwóch pieszych potrąconych na przejściu.
Obecne przepisy regulują przechodzenie pieszych przez jezdnię i związane z tym obowiązki kierowców w sposób niezgodny z ludzką fizjologią. Jesteśmy istotami, wobec których ewolucja postanowiła nie rozwijać kilku zmysłów, które w ciągu kilku milionów lat okazały się zbędne.
Nie widzimy w nocy, a w dzień widzimy nieostro i byle jak. Gdybyśmy nie oświetlali dróg, to byśmy się pozabijali. Panie Ministrze, nawet w dzień ostro widzimy tylko w zakresie kilkunastu stopni. Pozostała część obrazu, ta z boku, jest rozmazana. To dlatego polscy kierowcy zauważają pieszego, gdy im się zaczepia o wycieraczki lub przelatuje przez maskę. Na chodniku znajduje się w rozmazanej, nieostrej sferze ludzkiego wzroku.
Ewolucja premiuje oszczędzanie energii, dlatego ze swej natury jesteśmy leniwi i nie wykonujemy czynności, jeśli nie musimy. A polski kierowca nie musi sprawdzać okolic przejść dla pieszych, bo pieszy ma pierwszeństwo dopiero wtedy, gdy lezie mu na maskę. A wtedy jest zazwyczaj już za późno na reakcję. To kolejne fizjologiczne ograniczenie ludzkiego organizmu – ćwierć sekundy czasu reakcji, które decyduje o życiu lub śmierci.
Gdyby pieszy miał pierwszeństwo przed wejściem na jezdnię, nie zmieniłby się zasadniczo sposób zachowania kierujących. Musieliby kręcić głową lub gałkami ocznymi, żeby sprawdzić, czy ktoś, kto ma pierwszeństwo jest w pobliżu. Kręcąc głową, przesuwaliby punkt ostrości widzenia w miejsca, gdzie mogą być piesi. Zyskują w ten sposób szanse, że ich zobaczą.
Podsumowując – zły przepis powoduje, że kierowcy nie widzą pieszych, bo się nie rozglądają. Dobry przepis wydobywa pieszych ze strefy nieostrego widzenia.
Utrzymywanie niezgodnego z psychologią i fizjologią człowieka przepisu będzie powodowało kolejne niepotrzebne zgony. Proszę – panie Ministrze – posłuchać nauki. Praktyka zachodnich ulic potwierdza, że nauka działa i w tym przypadku.
Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Miasta Vision Zero. W blisko stutysięcznym Jaworznie, położonym na granicy województwa śląskiego, w ciągu ostatnich kilku lat gruntownie przebudowano infrastrukturę drogową, w efekcie wypadki śmiertelne na drogach zdarzają się tam sporadycznie. Ostatni w maju ubiegłego roku.