– Nawet gdyby jakiś samorząd chciał wyznaczyć strefę czystego transportu, to nie zna podstawowych zasad, na jakich ma funkcjonować. Nie wie, jak ma kształtować opłatę, czy kto będzie mógł do niej wjechać – tłumaczy Maciej Mazur, prezes Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych.
W środę Sejm uchwalił ustawę o biokomponentach i biopaliwach, która nowelizuje część ustawy o elektromobilności, dotyczącą tworzenia stref czystego transportu. Ustawę czekają teraz prace w Senacie i podpis prezydenta. Zmiany wprowadzają m.in. możliwość wjazdu do strefy autom innym niż elektryczne, wodorowe i gazowe za opłatą, ale może ona być pobierana tylko od 9. do 17., odbierają prawo utworzenia strefy miastom mniejszym niż 100 tys. mieszkańców.
Jakub Dybalski, Transport–Publiczny.pl: Czego brakuje w przepisach dotyczących stref czystego transportu?
Maciej Mazur, prezes Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych: Przydałaby się progresywność. Do tego co teraz jest w ustawie powinniśmy dochodzić krok po kroku. Dziś mamy przepisy, które pozwalają swobodnie jeździć po ewentualnej strefie kategoriom samochodów, których w sumie w Polsce jest ok. 3 tysięcy. To tak, jakbyśmy wprowadzali strefy dla nikogo. Dlaczego nie zacząć ograniczać wjazdu do śródmiejskiej strefy najpierw tylko dla samochodów, które nie spełniają normy Euro 1, po roku dorzucić do nich te, które nie spełniają Euro 2 i potem stopniowo poszerzać te ograniczenia? Nawet jeśli nie osiągnęlibyśmy od razu zakładanych celów, to zyskujemy efekt psychologiczny. Każdy, kto kupowałby samochód, również używany, musiałby się zastanowić. Czy nawet jeśli dziś tym autem wjedzie do miasta, to czy za 4–5 lat też będzie miał taką możliwość?
Tak można budować świadomość społeczną. Chodzi o to, że kierowca musiałby zakładać, że do kosztów związanych z korzystaniem z auta – paliwa, parkowania, przeglądów – za kilka lat mogą dojść koszty poruszania się po mieście. Wtedy nie będzie mógł narzekać, że coś się stało nagle.
Czy opłata nie wyższa niż 2,5 złotego za godzinę jest odpowiednia i czy powinna być regulowana ustawą?
Wysokość opłaty to bardzo indywidualna kwestia, zresztą każdy samorząd powinien mieć choćby minimalną swobodę w kwestii organizacji takiej strefy. One powinny być tworzone w taki sposób, by ich ambasadorami byli mieszkańcy. Tymczasem dziś mieszkańcy śródmieścia dowolnego miasta, gdy słyszą słowo „strefa”, od razu boją się, że to ich dotknie i że zamyka się miasto dla ich auta. Nie wiedzą, że ich to nie dotyczy, że nawet to ułatwi mu poruszanie się po okolicy, że pozytywnie wpłynie na środowisko.
Opłata też powinna być pochodną rozmów z mieszkańcami i w formule, która będzie akceptowalna. Sama opłata też zresztą powinna być progresywna. Tak, by na początku była to drobna sugestia, która może skłonić do zmiany zachowań transportowych.
Tak jak w Sztokholmie, gdzie w okresie testowym opłata za wjazd do strefy była symboliczna?
Właśnie tak. Przykładów jest dużo i szkoda, że w Polsce z nich nie korzystamy, tylko za wszelką cenę staramy się stworzyć coś nowego. Stref w takiej formie jaką proponują obecnie obowiązujące przepisy, na dobrą sprawę nigdzie w Europie nie ma. Jesteśmy na szarym końcu europejskich krajów jeśli chodzi o rejestrację samochodów elektrycznych, więc powinniśmy być ostatnim krajem w Europie, który myślałby o tworzeniu tak bardzo restrykcyjnych stref.
Od początku zeszłego roku niezmiennie debatujemy o kształcie stref czystego transportu. W tym czasie kilka samorządów mogłoby już spróbować coś takiego zorganizować. Tymczasem nikt do końca nie wie, jak te przepisy mają wyglądać. Od stycznia mamy ustawę, na którą bardzo długo czekaliśmy, od razu została znowelizowana, w tym momencie jest nowelizowana po raz kolejny, nie wiadomo kiedy zostanie podpisana przez prezydenta. Nawet gdyby jakiś samorząd chciał wyznaczyć strefę czystego transportu, to nie zna podstawowych zasad, na jakich ma funkcjonować. Nie wie, jak ma kształtować opłatę, czy kto będzie mógł do niej wjechać.
Po poprawce ograniczono odpłatność w strefie do godzin 9–17. Czy to ma sens?
Kompletnie nie rozumiem tego zapisu i Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych się z nim nie zgadza. Jeśli zawozimy dziecko do szkoły na 9.30 i przekroczymy jej granicę przed 9., to zostaniemy objęci opłatą, czy nie? Technicznie to jest do zrobienia, można obwiesić rogatki miasta kamerami i narazić całą strefę na dodatkowe koszty. Ale można rzecz uprościć, zrobić strefę bardziej liberalną, ale obowiązującą przez całą dobę, tak jak w Amsterdamie. Nie wyobrażam sobie, żeby ludzie musieli organizować swój plan dnia pod kątem strefy. Chyba nie tak powinno być, żeby musieli się zastanawiać, o której mają wyjechać z domu, żeby nie zapłacić, a o której już zapłacą, a jeśli tak, to w jaki sposób, itp. Nie tędy droga.