Dwie największe amerykańskie firmy quasitaksówkowe planują sprzedać swoje akcje by zyskać pieniądze na inwestycje. Lyft zrobi to już w przyszłym tygodniu. Inwestorzy się znajdą bo przychody obu mierzy się w miliardach dolarów. Rzecz w tym, że obie przynoszą też straty i to coraz większe.
W USA kilka lat temu narodziły się dwie firmy, które wyrosły z taksówkowej aplikacji będącej konkurencją dla tradycyjnych taksówek. Uber przemienił się w tym czasie w wielobranżowe konsorcjum o globalnym zasięgu zajmującym się różnymi rzeczami, od dostaw jedzenia, do rozwijania technologii aut autonomicznych. Lyft – mniejszy, a przede wszystkim nieznany poza Ameryką – pozostał przy biznesie przewozowym, choć poza taksówkami rozwija tez odnogi rowerowe, czy hulajnogowe.
Pierwsza publiczna oferta (IPO) akcji, które mają być notowane na giełdzie Nasdaq, ma przynieść Lyftowi zastrzyk finansowy, który pozwoli na doścignięcie Ubera, który, według Reutersa, również w niedługim czasie planuje taki krok. W tym tygodniu przedstawiciele firmy spotykali się z potencjalnymi inwestorami. Kontrolę nad Lyftem mają zachować Logan Green i John Zimmer, którzy założyli ją w 2012 r.
Start–up rozrósł się w sposób na początku trudny do przewidzenia. Przychód firmy w 2018 r. wyniósł 2,2 mld dol. czyli dwa razy więcej niż rok wcześniej i sześć (!) razy więcej niż w 2016 r. Jednocześnie jednak Lyft rok po roku notuje straty. W 2016 i 2017 r. było to niecałe 700 mln dol. a w zeszłym roku suma ta przeskoczyła 900 mln.
Podobne wyniki ma zresztą Uber, który w zeszłym roku miał przychód w wysokości 11,3 mld dol. ale jednocześnie zanotował 3,3–miliardową stratę. Dzieje się tak dlatego, że rozwój oznacza stałe inwestycje. Póki co inwestorów to nie odstrasza.