Lyft, amerykańska firma oferująca usługi transportowe przez aplikację, właśnie uzgodniła warunki finansowe korzystania do 2021 r. z należącej do Amazona „chmury”. Będzie ją to kosztowało minimum 300 mln dol. Start-upy oparte o aplikację nie muszą być tak niskokosztowe, jak się zwykle uważa.
Lyft to firma mniej znana w Polsce niż Uber, ale wystartowała kilka lat temu równolegle jako quasitaksówkowy dostawca usług przewozowych. Dziś, podobnie zresztą jak Uber, to wielobranżowy koncern, mający w ofercie rowery, hulajnogi, przewóz towarów czy jedzenia. Wszystko wciąż jest jednak oparte o aplikację smartfonową.
Tego rodzaju start-upy często korzystają z danych w „chmurze” przez co oszczędzają na kupowaniu i obsłudze droższych, jak się powszechnie uważa, własnych serwerów. Nie musi być to jednak prawdą. Lyft właśnie podpisał nową umowę z Amazon Web Services, firmą, która zapewnia mu przestrzeń dla danych. W marcu zeszłego roku ustalono, że Lyft zapłaci za tę usługę do końca 2021 r. ok. 150 mln dol. Teraz doszło do renegocjacji, a sumę podwojono. „Około”, bo ostateczna suma zależy od zakresu usług, a przez trzy lata w tej branży potrzeby mogą się radykalnie zmienić. Ustalono jednak, że jeśli z kolejnych rachunków do grudnia 2021 r. wyjdzie w sumie mniej niż 300 mln zł, Lyft dopłaci różnicę.
Powszechnie uważa się że „chmura” to tanie rozwiązanie idealnie skrojone dla start-upów, zwłaszcza transportowych, czyli np. operatorów systemów rowerowych czy hulajszeringu. Jak widać – niekoniecznie. Amerykańskie media branżowe sugerują, że dla małych firm, to może być dobre rozwiązanie, ale gdy te wyrastają na ogromne koncerny, koszt chmury radykalnie rośnie. Niedawno właściciel Snapchata podpisał z Google Cloud umowę wartą 400 mln dol. do 2022 r.
Dlatego niektóre firmy technologiczne wracają do korzystania z własnych serwerów. Taką decyzję podjął niedawno Dropbox, rezygnując z usług Amazona.