Rzecznik rządu Piotr Müller podkreślał na antenie telewizji Polsat, że nowe ograniczenia dotyczące kin, teatrów czy galerii handlowych wynikają z chęci ograniczenia mobilności. Zasugerował przy tym, że to w transporcie publicznym może dojść do zakażenia koronawirusem.
– Chodzi generalnie o mobilność obywateli. Problem jest taki, że żeby dostać się do poszczególnych miejsc: do galerii handlowych, teatrów, kin do wszystkich miejsc, które spotkały się dzisiaj z dodatkowymi obostrzeniami – do nich trzeba dotrzeć. To powoduje, że mobilność obywateli się zwiększa – mówił rzecznik rządu w programie "Gość Wydarzeń" w Polsacie.
Jak dodał, eksperci wskazują, że najważniejszym celem jest w tej chwili obniżenie mobilności społecznej i ona niestety może się odbyć tylko przez to, że ograniczymy w jakimś sensie również pretekst do wyjścia z domu. Na tym jednak się nie skończyło. – Gdyby do siłowni, kin, czy teatrów można było dostać się z pominięciem transportu publicznego, to decyzja byłaby pewnie inna. Należy ograniczać liczbę kontaktów – podkreślił Müller.
– W kolejnym rozporządzeniu proponuje zapis, że z siłowni, kin, teatrów, pubów etc. może skorzystać tylko ta osoba, która uda się do nich samochodem. Dokonujemy niestety rzezi na transporcie publicznym – odpowiada z bólem Adrian Furgalski, prezes zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
O ile ograniczanie liczby kontaktów jest jak najbardziej zasadnym działaniem, o tyle sugerowanie, że to w transporcie publicznym może dojść do zakażenia koronawirusem nie ma żadnych podstaw. Jak dotąd żadne analizy czy badania przeprowadzone w innych państwach nie wskazały na to, że w transporcie powstają ogniska rozprzestrzeniania się wirusa.
W ostatnim czasie w Niemczech wprowadzony został „mały lockdown”, ale w jego ramach
nie wprowadzono nawet ograniczenia liczby miejsc w transporcie publicznym. Władze naszych zachodnich sąsiadów zdecydowały się za to na zwiększenie kontroli i dopilnowanie czy pasażerowie noszą maseczki. W tym celu do działań skierowano
dodatkowych 50 tys. policjantów.
Transport publiczny od początku pandemii jest poddawany w Polsce obostrzeniom, które nie są znane w innych krajach. Przed korzystaniem z niego ostrzegał już były minister zdrowia
Łukasz Szumowski. Ostatnio
przedstawiciel Polskiej Akademii Nauk piętnował zatłoczoną komunikację, pomimo braku przeprowadzenia własnych badań. Na początku września o braku ognisk koronawirusa w transporcie mówił
Rafał Weber z Ministerstwa Infrastruktury.
Analizy prowadzone przez
niemiecki Instytut Kocha, czy przez
podmioty brytyjskie, wykazały jednak, że ryzyko transmisji w komunikacji miejskiej jest niewielkie. W lotnictwie oceniono je na
mniej prawdopodobne niż rażenie piorunem. Kilkanaście dni temu „Lancet” opublikował artykuł, w którym transport publiczny
nie był wskazywany jako potencjalne zagrożenie dla podróżnych. O wspieranie transportu publicznego apeluje także
UITP, czyli Międzynarodowe Stowarzyszenie Transportu Publicznego.
Warto przypomnieć, że większość przytoczonych badań zwraca uwagę na te same czynniki jako decydujące o bezpieczeństwie korzystania z transportu publicznego. Pojazdy zapewniają szybką wymianę powietrza (dobra wentylacja wnętrza) i są często dezynfekowane. Pasażerowie oczywiście powinni mieć zasłonięty nos i usta oraz powstrzymywać się od przemieszczania i głośnych rozmów w pojazdach.