PKM Katowice odwołało w środę dziewięć kursów linii 12, 297 i 657, bo nie było nikogo, kto by je poprowadził. Brak kierowców to kłopot, który dotyka wielu przewoźników w Polsce już od kilku lat.
O sytuacji poinformowało katowickie wydanie Gazety Wyborczej. Rzecznik górnośląsko–zagłębiowskiego ZTM Michał Wawrzaszek, pytany przez dziennikarza gazety o powód braku kursów wskazał na brak kierowców.
Akurat na Górnym Śląsku i w Zagłębiu pracownicy przewoźników są w sporze zbiorowym z pracodawcami. Zarówno ci z PKM Katowice, jak i po sąsiedzku w PKM Sosnowiec domagają się podwyżek. Na razie wywalczyli 1 zł więcej za godzinę pracy, ale domagają się dwukrotnie wyższej podwyżki. Nie odmawiają jednak pracy, a negocjują.
To akurat dobry czas na takie negocjacje, bo obecnie to kierowcy autobusów mają przewagę nad pracodawcami. Brak pracowników – a akurat w tym zawodzie potrzebne są odpowiednie kwalifikacje i uprawnienia – doskwiera wielu przewoźnikom. Powodów jest kilka, a wśród nich m.in. otwarcie granic (w innych krajach unijnych kierowca autobusu zarobi znacznie więcej niż w Polsce), czy likwidacja powszechnej służby wojskowej (wielu przyszłych kierowców autobusów zdobywało uprawnienia w wojsku).
W Warszawie Miejskie Zakłady Autobusowe, zatrudniające ok. 3 tys. kierowców, stale ogłaszają, że przyjmą każdego, nawet bez uprawnień i skierują na kurs. Wiosną zeszłego roku kierowcy warszawskiego przewoźnika, dość łatwo zresztą,
wywalczyli kilkusetzłotowe podwyżki. W Poznaniu już w zeszłym roku,
by łatać kilkudziesięcioosobowe braki, zaczęto zatrudniać kierowców z Indii. Ci z Ukrainy to już nie wyjątek, ale coraz częściej standard. Przewoźnicy chętnie przyjmują też osoby, które nie chcą jeździć na pełen etat, ale dorobić. Oferują im elastyczne godziny pracy i umowy-zlecenia.