Temat odpowiedzialności cywilnej za szkody wyrządzone przez pojazdy autonomiczne jest trudny, bo nie jest łatwo oszacować potencjalne ryzyko. Nie ulega jednak wątpliwości, że organizatorzy testów autobusów autonomicznych będą musieli posiadać ważną polisę od odpowiedzialności cywilnej. Ubezpieczalnie nie mają jednak jeszcze gotowych propozycji, podczas gdy pierwsze tego typu testy w Polsce zaplanowano już na przyszły rok.
– Brakuje szczegółowych unormowań i regulacji dotyczących szkód wyrządzonych przez pojazdy autonomiczne – mówił niedawno w Gdańsku podczas
warsztatów „Aspekty prawne autonomicznej mobilności” adw. Lech Kaniszewski. Według obecnego stanu prawnego w przypadku wystąpienia takiej szkody strona poszkodowana może zatem korzystać z ogólnych przepisów Kodeksu cywilnego. W zakresie karnym posiadacz pojazdu autonomicznego – podobnie jak i każdego innego – jest przy tym zobowiązany do wykupienia polisy OC najpóźniej w dniu rejestracji samochodu czy autobusu.
Brak doświadczeń oznacza trudności z wyznaczeniem składki – Jest jednak jeden ciekawy przepis odnoszący się do tematyki pojazdów autonomicznych – zwrócił uwagę adwokat. – Mówi on o tym, że istnieje konieczność posiadania ważnego ubezpieczenia w zakresie prac badawczych nad samochodami autonomicznymi – stwierdził. To istotne, bo
w przyszłym roku planowane jest zorganizowanie pierwszych w kraju testów autonomicznego minibusu w ramach międzynarodowego projektu Sohjoa Baltic.
Na razie żaden ubezpieczyciel nie oferuje jednak takich usług, choć według Lecha Kaniszewskiego ubezpieczalnie będą skłonne przygotować konkretną ofertę dla zainteresowanych samorządów. – Temat jest ciekawy, bo obecnie trudno jest szacować szkody, jakie pojazdy autonomiczne mogłyby wyrządzić – zauważył prelegent. – Nie wiadomo więc, jak oszacować składkę – podkreślił.
Odpowiedzialność może spoczywać także na producencie autobusuNie jest jednak jasne także to, kto ponosiłby odpowiedzialność ubezpieczeniową w przypadku wystąpienia niektórych szkód. Adwokat rozważał bowiem kilka kazusów, w tym najechanie w czasie testów pojazdu autonomicznego przez ten pojazd na tył pojazdu jadącego przed nim. – Jeśli wykazalibyśmy winę producenta, wówczas nastąpiłby tzw. regres i odpowiedzialność spoczywałaby właśnie na producencie – tłumaczył. – Wymagałoby to jednak udowodnienia jego winy – podkreślił.
W innych przypadkach wina leżałaby jednak np. po stronie tzw. stewarda – znajdującego się w pojeździe pracownika, który w sytuacji awaryjnej powinien czasowo przejąć kontrolę nad maszyną. Dziś bowiem nie jest możliwe prawnie przeprowadzenie testów pojazdu, w którym w ogóle nie czuwałby kierujący.