Półmilionowy Goeteborg bardzo powoli, krok po kroku, wprowadza na ulice autobusy elektryczne. W przeciwieństwie jednak do Polski, gdzie elektrobusy są głównym elementem rewolucji w transporcie publicznym, w szwedzkim mieście wiele dzieje się dookoła, a pojazdy to zaledwie ukoronowanie szeregu zmian.
– W Szwecji nie mamy węgla! – odparł po chwili szef transportu w regionie Vastra Gotaland, gdy usłyszał pytanie, czy autobus elektryczny to nie zamiana smogu z rury wydechowej na smog z komina elektrowni. Pytanie, które nad Wisłą jest jednym z głównych argumentów narzekających na elektrobusy, w Szwecji nie ma sensu. Większość energii produkują elektrownie wodne, znaczną część – jądrowe, ale te powoli są wyłączane. W Vastra Gotaland, którego stolicą jest Goeteborg jakiś czas temu przyjęto założenie, że do 2025 r. wszystkie pojazdy transportu publicznego będą korzystały z energii odnawialnej. Termin szybko okazał się bezsensowny, bo już dziś ten współczynnik sięga 96 proc.
Electricity przegubowe
Z perspektywy drugiej strony Bałtyku, gdzie rząd marzy o tysiącach elektrobusów, plan Goeteborga, Volvo, władz regionu i lokalnych firm energetycznych pod nazwą Volvo Electricity wygląda skromnie. Uruchomiona kilka lat temu pierwsza faza projektu zakładała obsługę śródmiejskiej linii 55 dziesięcioma zelektryfikowanymi autobusami standardowej długości. „Zelektryfikowanymi”, bo tylko trzy z nich były całkowicie elektryczne, a pozostałe siedem to hybrydy z funkcją plug–in. Volvo, które ma siedzibę w Goeteborgu, dopiero ruszało z koncepcją autobusów bateryjnych. Często zapominamy, że polski Solaris znacznie wyprzedził cały świat, ruszając z produkcją autobusów elektrycznych ponad dekadę temu. Największe koncerny dopiero teraz biorą się za autobusy bateryjne na dużą skalę.
W tym roku rusza kolejna faza projektu Electricity 2.0 zaplanowana do 2021 r. Z końcem czerwca na inną linię – nr 16 – wyjechały dwa premierowe, przegubowe, bateryjne elektrobusy Volvo. Na zmianę z tradycyjnymi autobusami obsługują 11-kilometrową trasę, składającą się z 17 przystanków. Pojazdy napędzane dwoma silnikami o mocy 185 kW, są zasilane energią zarówno z kabla w zajezdni, jak i doładowywane ładowarkami pantografowymi w systemie OppCharge (pantorgraf opuszczany na dach autobusu) na końcach linii. W kolejnych latach miasto i Volvo, chcą również przetestować autobus autonomiczny (na razie jeździ na zamkniętym torze), a także elektryczne i zautonomizowane ciężarówki.
"Kierownica" autobusu autonomicznego. fot. JD
W przyszłym roku program zostanie rozszerzony na inne miasta regionu. 11 elektrobusów trafi do Lindkoping, 10 do Boras, a 4 kolejne do Uddevalla.
Autobusy w stylu Ikea
Tym, co zarządzający transportem publicznym chcą sprawdzić, poza logistyką obsługi autobusów z nowym rodzajem napędu, jest odbiór nowych autobusów przez pasażerów. Zresztą słowo „pasażer” jest tu odmieniane przez wszystkie przypadki i trudno nie odnieść wrażenia, że to właśnie z myślą o nim skierowane są wszystkie działania. Przybysza z zagranicy zachwycają rzeczy większe, ale też drobiazgi.
Przegubowe elektrobusy od Volvo mieszczą 135 pasażerów, z czego 38 na miejscach siedzących i to mimo, że wożą pięć baterii po 50 kWh każda. W środku rzuca się w oczy szereg ułatwień dla osób starszych, niepełnosprawnych, matek z dziećmi, czyli wszystkich, którzy z jakiegoś powodu mogą mieć problem z poruszaniem się.
Miejsce dla każdego i gęsty las poręczy. fot. JD
Autobus jest prosty i przestronny. Zmieściły się w nim dwa stanowiska na wózek inwalidzki i trzy na wózek dziecięcy. Jest w nim zdecydowanie więcej poręczy, niż w polskich autobusach miejskich, zarówno pionowych, dzięki czemu nie trzeba mieć dwóch metrów wzrostu, żeby móc się złapać, jak i poprzecznych w miejscach miedzy siedzeniami a także w środku czterech miejsc przeznaczonych dla osób starszych. Na całej długości pojazdu, nie tylko przy siedzeniach, znalazły się ładowarki USB, przyciski sygnalizujące zatrzymanie pojazdu i kasowniki są umieszczone odpowiednio nisko. Przy drzwiach są też kosze na śmieci – mała rzecz a cieszy.
Zielona strzałka
Dużą wagę przyłożono do informacji pasażerskiej. W autobusach znalazły się podwieszane u sufitu interaktywne tablice, które nie tylko mają wyświetlać nazwy przystanków, ale też wskazywać czas dojazdu do konkretnych miejsc i dogodne przesiadki. Wszystko dzięki GPS–om w autobusach, dzięki którym w czasie rzeczywistym wiadomo, gdzie są pojazdy. Dane są udostępniane publicznie.
Zielona strzałka w drzwiach goeteborskiego autobusu. fot. JD
Bardzo ciekawe rozwiązanie, znane z niektórych linii metra, pasażerowie spotkają już przy wsiadaniu. Po obu stronach drzwi wyświetlają się zielone lub czerwone strzałki. Informują czy można wsiadać bez przeszkód, czy może lepiej skierować się do innych drzwi, bo akurat za tymi pasażer napotka na tłok. Mogą być też używane po prostu do kierowania ruchem pasażerów, np. nakazując wsiadanie z przodu.
Autobus pod dachem
Jak się okazuje, pasażerowie nie tylko doceniają zmiany, ale wręcz sami ich wymagają. Badanie satysfakcji na linii 55 (tej zelektryfikowanej w pierwszej fazie Electricity) skończyło się wynikiem… 99 proc. zadowolonych. 67 proc. odpytywanych przyznało, że fakt, że autobusy są elektryczne, skłania ich do częstszego z nich korzystania. Wśród zalet elektrobusów Szwedzi, chyba znacznie częściej niż Polacy, podkreślają brak hałasu jaki jest z nimi związany.
Ale jak z autobusów nie korzystać, jeśli w Goeteborgu romansują z rozwiązaniem zupełnie niespotykanym dla komunikacji autobusowej, czyli… przystankami w środku budynków. Również po to, by pasażerom było wygodniej. Jest to możliwe dzięki autobusom elektrycznym. Na jednym z końców linii autobus wjeżdża do szczególnego rodzaju hangaru, który przez ostatnie kilka lat zagospodarowywano a to w formie kawiarni, a to biblioteki. I znów odpowiedź ze strony pasażerów była bardzo pozytywna.
Lekcja jaka płynie z, wciąż przecież trwającego, eksperymentu w Goeteborgu dla polskich miast jest taka, że autobus elektryczny nie jest finałem zmiany transportu publicznego. Wręcz przeciwnie. Może być początkiem zmiany.