Nikt nie powinien ginąć w wypadkach drogowych. W latach 90. w Szwecji postanowiono wprowadzić tę oczywistą zasadę w życie. Narodziła się „Wizja zero”. Przez wiele lat wszystko szło dobrze – liczba śmiertelnych ofiar wypadków malała. W roku 2018 trend się jednak odwrócił. Jakie wnioski wyciągnęli z tego Szwedzi?
Rozwój motoryzacji w Szwecji w latach 50. i 60. doprowadził do szybkiego wzrostu liczby śmiertelnych wypadków na drogach. Początkowo nie robiono z tym wiele, ale na początku lat 90. temat zaczął się robić istotny. W końcu w październiku 1997 roku szwedzcy parlamentarzyści zdecydowali o powołaniu do życia fundacji mającej na celu walkę o poprawę bezpieczeństwa na drogach. Przyjęto rezolucję w której zaznaczono, że długoterminowym celem dla bezpieczeństwa ruchu drogowego jest doprowadzenie do sytuacji, w której skutkiem wypadku drogowego nie będzie śmierć lub odniesienie ciężkich obrażeń. Tak narodziła się „Wizja zero”.
Po kilku zmianach administracyjnych za wdrażanie jej w życie odpowiada powołany w roku 2010 Trafikverket, czyli Krajowy Zarząd Dróg i Transportu (Szwedzka Administracja Transportowa). Kieruje się ona zasadą, że projektanci systemu transportowego odpowiadają za bezpieczeństwo. Zarządcy dróg, producenci pojazdów czy w końcu ich użytkownicy mają w tym swój udział, ale jeśli z jakiegoś powodu użytkownicy nie postępują zgodnie z ustalonymi zasadami (np. jeżdżą zbyt szybko) to po stronie projektantów leży odpowiedzialność za wprowadzenie rozwiązań, które takie zachowania ograniczą.
Równie ważne są procedury. Każdy wypadek śmiertelny musi zostać poddany szczegółowej analizie, na bazie której wdrożone zostaną rozwiązania, których efektem będzie wyeliminowanie podobnych zdarzeń w przyszłości.
Prędkość zabija
Największym problemem w ruchu drogowym pozostaje prędkość. Rozpędzony pojazd ważący czasami kilka ton jest śmiertelnym zagrożeniem. Nieco upraszczając możemy powiedzieć, że prędkość pojazdu ma największe znaczenie dla pieszego. Ma duże szanse na przeżycie jeśli do wypadku dojdzie przy prędkości do 30 km/h, ale już 50 km/h staje się dla niego śmiertelnym zagrożeniem. W przypadku zderzeń z udziałem samochodów wygląda to nieco inaczej.
W roku 2018 w Szwecji w wypadkach drogowych zginęły 324 osoby, tj. czyli 3,2 na 100 tys. mieszkańców – większość z nich poza obszarami miejskim, w świetle dziennym, tam gdzie ograniczenie prędkości wynosiło 70 km/h lub było nieco wyższe. Do niewielkiej liczby wypadków ze skutkiem śmiertelnym dochodziło w obszarach o ograniczeniu do 30 km/h oraz powyżej 110 km/h. Zmniejszeniu liczby ofiar śmiertelnych najbardziej pomaga znaczące ograniczenie prędkości, zaś dopuszczenie na drogach jazdy z większą prędkością wymaga odseparowania od innych rodzajów ruchu.
W praktyce oznacza to jednak, że na wielu obszarach (miasta) z ruchem mieszanym trzeba wdrażać rozwiązania, które będą zniechęcały do szybkiej jazdy i łagodziły efekty braku separacji. Wbrew pozorom nie jest to specjalnie trudne.
Proste rozwiązania
Kierując się opisanymi wyżej zasadami w kolejnych latach w Szwecji wprowadzano nowe wytyczne i pomysły na zmiany w zakresie infrastruktury transportowej. Poza obszarami zabudowanymi doskonale sprawdziło się budowanie dróg w systemie 2+1 – na niektórych odcinkach obniżyło to liczbę wypadków o 80%.
Na szeroką skalę zaczęto budować ronda zamiast skrzyżowań – to zasadniczo nie miało wielkiego wpływu na liczbę wypadków, ale przełożyło się na ich łagodniejsze skutki. Zalecano i nadal zaleca się wprowadzenie kamer i fotoradarów – tutaj w zależności od lokalizacji odnotowywano od 30% do 40% wypadków mniej. Trafikverket opowiada się także za likwidacją zatok autobusowych co minimalizuje zagrożenie dla korzystających z transportu publicznego, a także budową progów zwalniających, i co najważniejsze za wprowadzaniem stref Tempo 30 lub podobnych rozwiązań ograniczających dopuszczalne prędkości maksymalne.
Wszystkie te rozwiązania znane są w Polsce, ale zasadnicze różnice dotyczą konsekwencji w ich wdrażaniu. Najlepszym przykładem niech będą tu kwestie związane z fotoradarami, które na wiele miesięcy zostały u nas wyłączone, czy ciągłe budowanie zatok autobusowych w miastach.
Coś poszło nie tak?
Pomimo wdrożenia tych wszystkich rozwiązań w roku 2018 liczba ofiar śmiertelnych wypadków w Szwecji znacząco wzrosła. Przez wiele wcześniejszych lat udawało się zmniejszać ich liczbę i to przy rosnącym poziomie motoryzacji. Dlaczego tak się stało?
Sedno problemu leży jednak w czym innym. Już na długo przed rokiem 2018 znacząco zmalała dynamika spadku ofiar śmiertelnych wśród pasażerów i kierowców.
Jednak liczba ofiar wśród niechronionych uczestników ruchu malała jeszcze wolniej.
Duże wrażenie robi liczba osób hospitalizowanych po wypadkach drogowych. Jeszcze pod koniec ubiegłego wieku tych, którzy uczestniczyli w wypadku będąc w aucie i trafili do szpitala było dwa razy więcej niż hospitalizowanych rowerzystów. Dziś tych drugich trafia do szpitali więcej niż tych pierwszych.
Chronić najsłabszych
Okazało się także, że ograniczenie liczby wypadków z udziałem pieszych i rowerzystów jest najtrudniejsze i wiąże się z koniecznością znacznego ograniczenia prędkości. W miastach najlepiej w tym zakresie sprawdzają się strefy Tempo 30, ale ciągle nie jest to popularne rozwiązanie.
W roku 2016 zdecydowano się więc na zaktualizowanie dokumentów związanych z wdrażaniem Wizji Zero. Trafikverket zamierza podjąć działania w ok. 100 obszarach, które mają zmienić tą sytuację. Rozważane jest m.in. wprowadzenie ograniczenia prędkości do 40 km/h w obszarze zabudowanym i 80 km/h na niektórych drogach poza nim.
Polska tragedia
W Polsce sytuacja wygląda o wiele gorzej. Od kilkudziesięciu lat liczba ofiar śmiertelnych wypadków spada, ale jest ich nadal zdecydowanie więcej niż w Szwecji czy większości państw Unii Europejskiej. W roku 2018 nad Wisłą zginęło 2838 osób, czyli 7,4 na 100 tys. mieszkańców – przypomnijmy, w Szwecji było to 3,2 tys. ofiar na 100 tys. mieszkańców.
To jednak za mało: Efektem powinien być bowiem program pełnej przebudowy wszystkich dróg zachęcających do jazdy z taką prędkością.