Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze zapowiedziało na poniedziałek konferencję na temat proponowanych zmian w Alejach Jerozolimskich. Na miejscu aktywiści zakleili tabliczkę z nazwą ulicy, zmieniając ją na „Trasa Jerozolimska”, ponarzekali i… tyle.
– Wyobraźcie sobie państwo, że turysta przyjeżdża do hotelu w centrum Warszawy i wieczorem chce wyjść na spacer Alejami Jerozolimskimi. Wychodzi i trafia w miejsce, w którym prawie nie ma drzew… – zwracał uwagę Maciej Czaplicki z MJN. Chwilę wcześniej jeden z przedstawicieli stowarzyszenia wszedł na drabinę i na słupku na skrzyżowaniu Alej i ul. Emilii Plater zakleił nazwę ulicy nową – „Trasa Jerozolimska”. Aktywiści postanowili zwrócić uwagę, że centralna ulica Warszawy to wielopasmowa trasa dla samochodów, nieprzystosowana dla innych uczestników ruchu drogowego.
– Słowa mają znaczenie, dlatego składamy petycję do Rady Miasta, by zmienić nazwę tej ulicy z „Aleje Jerozolimskie” na „Trasa Jerozolimska”. To znacznie bardziej odpowiada rzeczywistości. Nie ma tutaj żadnych drzew, to trasa przelotowa, szybkiego ruchu. Innym słowem określić się jej nie da – mówił szef MJN Jan Mencwel.
Petycja dla petycji
Nieliczni dziennikarze cierpliwie czekali na przedstawienie propozycji zmian w Alejach, ale… się nie doczekali. Okazało się, że poza wlepką na słupie i zapowiedzią złożenia petycji (przedstawiciele stowarzyszenia zresztą szybko dali do zrozumienia – żeby nie było wątpliwości – że to dla zgrywy), żadnych konkretnych propozycji nie ma.
Na konkretne pytanie o proponowane zmiany Czaplicki odparł, że Aleje Jerozolimskie nie mogą być ściekiem komunikacyjnym. – Uważamy, że to nie może trwać dłużej. Powinno się to zmienić, powinno się ograniczyć ruch samochodów w śródmieściu Warszawy, w szczególności na tej przelotowej ulicy. Dlatego należy spowolnić ruch na tej jezdni, zwęzić ulicę i postawić na transport publiczny – tłumaczył. Na pytanie, jak bardzo zwęzić, rozważał na bieżąco, czy właściwsze byłyby dwa pasy dla aut, czy jeden dla aut i jeden buspas.
Może zamiast naklejek…
Miasto Jest Nasze to prężna miejska organizacja, która już nie raz skutecznie forsowała korzystne zmiany w mieście. To po naciskach MJN Ministerstwo Infrastruktury opublikowało raport o bezpieczeństwie na przejściach dla pieszych, dziś podstawę w dyskusji o zmianach w prawie. To MJN konsekwentnie domagał się w Warszawie zmian w zasadach parkowania, to stowarzyszenie wreszcie, wraz z kilkunastoma innymi organizacjami, uruchomiło akcję #ChodziOŻycie, z czterema propozycjami zmian, mającymi poprawić bezpieczeństwo pieszych. MJN regularnie i konkretnie opiniuje propozycje ratusza, czy projekty zmian infrastrukturalnych w dzielnicach.
Organizowanie happeningów, bez konkretnego zestawu propozycji, to strata czasu, zarówno dla dziennikarzy, jak i stowarzyszenia. A akurat Aleje Jerozolimskie to miejsce dla Warszawy istotne, na które przydałby się pomysł organizacji miejskich, być może po części dyskutujący z pomysłami ratusza na organizację Ronda Dmowskiego, terenów między stacją metra Centrum a Dworcem Centralnym, czy – z drugiej strony – odcinkiem w stronę mostu Poniatowskiego.
Warszawie, tak jak każdemu dużemu miastu, niezbędna jest skuteczna i kompetentna merytorycznie organizacja miejska. Grupa happenerów na wzór Pomarańczowej Alternatywy trzydzieści kilka lat później – już niekoniecznie.