Ministerstwo Infrastruktury negatywnie ocenia wszelkie zmiany w prawie, które prowadziłyby do rezygnacji z karania pieszych za przechodzenie po pasach na czerwonym świetle. Polskie prawo jest pod tym względem bardzo restrykcyjne. W wielu krajach Europy czerwone światło na pasach ma dla pieszych walor przede wszystkim ostrzegawczy.
„Dopuszczenie możliwości przekraczania przejścia dla pieszych podczas wyświetlania sygnału czerwonego – w mojej ocenie – może przynieść jedynie korzyść w postaci zminimalizowania strat czasu pieszego oczekującego na zmianę światła, kosztem jego bezpieczeństwa” – pisze wiceminister infrastruktury Marek Chodkiewicz w odpowiedzi na październikową interpelację posła Kukiz’15 Pawła Szramki.
„Biorąc pod uwagę ilość zdarzeń drogowych, w tym ze skutkiem śmiertelnym, z udziałem pieszych do których dochodzi corocznie na polskich drogach, wydaje się, że proponowane w interpelacji rozwiązanie prawne nie wpłynie w żaden sposób na poprawę stanu bezpieczeństwa użytkowników ruchu drogowego, wręcz przeciwnie – mając na uwadze, że zastosowanie takiego rozwiązania wymaga bardzo wysokiej kultury w relacjach kierowca-pieszy – może skutkować zwiększeniem liczby wypadków i kolizji z udziałem pieszych” – konkluduje.
Światło nakazem czy ostrzeżeniem?
Między innymi o tę kulturę, której niedobór uniemożliwia, według wiceministra Chodkiewicza, rezygnację z karania pieszych mandatami, pytał wcześniej poseł Szramka. „Czy przewiduje się dostosowanie Kodeksu wykroczeń do kultury społeczeństwa polskiego? Nasze społeczeństwo w niczym nie odbiega od społeczności krajów europejskich, jeśli chodzi o kulturę ruchu drogowego. Nie ma zatem uzasadnienia do stosowania jednego z najbardziej restrykcyjnych kodeksów na kontynencie” – zwracał uwagę.
Poseł Kukiz’15 zwracał uwagę że dziś pieszy ma obowiązek podporządkować się sygnalizatorowi świetlnemu, a zgodnie z taryfikatorem, za przejście na czerwonym świetle po pasach jest karany mandatem w wysokości 100 zł. Tymczasem, jak przekonywał, w wielu krajach europejskich przechodzenie w takich warunkach nie jest zabronione. Przechodzień ma obowiązek we własnym zakresie upewnić się, że przejście przez jezdnię jest bezpieczne. Światło czerwone ma go jedynie ostrzec przed autami, ale jeśli nic nie jedzie, sam decyduje, że przechodzi.
„Nasze prawo należy do jednego z nastawionych najbardziej restrykcyjnie do zachowań pieszych w całej Europie. W skrajnych przypadkach doprowadza to do karania pieszych za przejście przez jedną jezdnię ulicy jednokierunkowej lub przez pustą ulicę w godzinach wieczornych lub nocnych” – wskazywał Szramka i zapytał trzy ministerstwa, w tym resort infrastruktury, czy to się zmieni.
Wiceminister Chodkiewicz odparł, że nie.
Zbyt wysokie liczby
Według policyjnych statystyk w całym 2017 r. wskutek wejścia na przejście dla pieszych na czerwonym świetle zginęły 24 osoby (229 odniosło rany). Dużo, choć mniej niż np. przedziwna, potraktowana zbiorczo kategoria przyczyn „leżenie, siedzenie, klęczenie i stanie na jezdni [również poza przejściami dla pieszych – red.]” (73 zabitych) i niewiele więcej niż kategoria „inne” (22 osoby przejechane).
Wiceminister infrastruktury zauważa, że „zarówno kierowcy, jak i piesi mają skłonność do wjeżdżania lub wchodzenia na przejście podczas wyświetlania sygnału czerwonego”. Zdaje się jednak stawiać tu znak równości, a skala jest inna. W sumie na przejściach dla pieszych zginęło w ubiegłym roku 259 osób, a 4029 zostało rannych. Kierowcy, którzy nie ustąpili pierwszeństwa pieszym zabili 205, a ranili 3361 osób.