W Łodzi nadal utrzymuje się ok. 42-procentowy spadek liczby sprzedanych biletów. Przekłada się to mocno na częstotliwość funkcjonowania komunikacji miejskiej. Miasto nie planuje w tym zakresie znaczących zmian.
W obliczu wciąż obowiązującego limitu prawnego dotyczącego liczby osób, które mogą podróżować w jednym pojeździe komunikacji miejskiej, część dużych miast zadecydowała o powrocie do rozkładów jazdy sprzed pandemii. Choć podróżnych ciągle jest mniej niż przed marcem 2020 r., wysoka częstotliwość ma zapewnić spełnianie wymogów narzuconych miastom przez rząd i dawać poczucie bezpieczeństwa. Stało się tak m.in.
w Poznaniu i
w Krakowie.
Wciąż daleko do frekwencji sprzed pandemii Sytuacja w Łodzi kształtuje się jednak inaczej. W mieście wciąż utrzymywany jest obniżony, 15-minutowy takt obowiązujący na większości linii tramwajowych i autobusowych. Niektóre połączenia są wzmocnione w okresie porannych i popołudniowych szczytów przewozowych, część funkcjonuje jeszcze rzadziej (do marca 2020 r. obowiązywała bazowa częstotliwość 12 minut). Miasto argumentuje to dużym spadkiem liczby przewiezionych pasażerów.
– Porównując styczeń i luty bieżącego roku z analogicznym okresem roku 2020, sprzedaliśmy o 42 proc. biletów i migawek [biletów okresowych] mniej – mówi Tomasz Andrzejewski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg i Transportu Urzędu Miasta Łodzi. Konkluduje on, że wciąż daleko jest do wyników sprzed pandemii, co ma uzasadniać zmiany w rozkładzie jazdy. Dodaje też, że na części linii – tych wzmocnionych – obecnie częstotliwość jest większa niż w lutym 2020 r. W większości przypadków dotyczy to jednak tylko krótkich okresów w ciągu dnia.
Spory spadek w całym 2020 r. – Podsumowując cały rok 2020, przewieźliśmy o 75 mln pasażerów mniej niż w 2019 – mówi nasz rozmówca. Zapewnia też, że ZDiT na bieżąco kontroluje zapełnienie w pojazdach i obserwuje wprowadzane centralnie obostrzenia i wytyczne, by dostosować komunikację do zmieniających się realiów. – Będziemy podejmować kolejne kroki, aby zapewnić odpowiednią częstotliwość i obsługę poszczególnych linii – deklaruje Tomasz Andrzejewski.
W najbliższych tygodniach nie możemy jednak spodziewać się ogólnomiejskich korekt częstotliwości. Na ich spadek najbardziej mogą narzekać mieszkańcy obszarów peryferyjnych, do których dociera tylko jedna linia. Pewne rozwarstwienie taktu doprowadziło też do miejscowych problemów ze skomunikowaniami poszczególnych kursów.