Łódzkie autobusy i tramwaje w wielu przypadkach jeżdżą wolniej niż przed laty. Nie tylko powoduje to konieczność zwiększenia obsady tramwajowej dla utrzymania takiej samej częstotliwości kursów, ale i zniechęca do korzystania z transportu zbiorowego. Czy trend uda się skutecznie odwrócić?
W zasadzie od samego początku istnienia naszego portalu
dość regularnie informujemy o problemie rosnących czasów przejazdu komunikacją miejską w aglomeracji łódzkiej. Zjawisko to dotyczyło przede wszystkim sieci tramwajowej, w tym
linii podmiejskich. Tam skala degradacji infrastruktury, która przekładała się na niższe prędkości maksymalne, stała się tak duża, że niemożliwe stało się dalsze utrzymywanie ruchu na linii zgierskiej i
ozorkowskiej, a wcześniej – czasowo – także na pabianickiej i lutomierskiej.
Kilka minut dłużej także w autobusie Dodatkowe minuty pojawiały się jednak także w rozkładach jazdy tramwajów miejskich. Warto przyjrzeć się także grafikom kursowania autobusów, które są analizowane pod tym kątem rzadziej niż rozkłady tramwajowe. W 1997 r. czas przejazdu linią 70 z pętli przy Centrum Zdrowia Matki Polki do węzłowego przystanku Piłsudskiego wynosił 26 minut, dziś – nawet 31 minut. W 1998 r. z pętli Kurczaki (obecnie funkcjonującej pod nazwą Komorniki) autobusem linii 52 do przystanku na węźle al. Mickiewicza/Karolewska – al. Włókniarzy można było dotrzeć w 27 minut (w godzinach szczytu), dziś potrzeba pięciu minut więcej.
Przykłady można by mnożyć i podobne przesunięcia znajdziemy w rozkładach praktycznie każdej z tras, której niezmieniony przebieg na choćby pewnym odcinku pozwala na dokonanie miarodajnych porównań. Aby być uczciwym, należy przy tym zaznaczyć, że istnieją wyjątki, np. przejazd linią 51 pomiędzy pl. Dąbrowskiego a Łagiewnikami od 1998 r. skrócił się o dwie minuty (wziąłem pod uwagę rozkład jazdy obowiązujący do końca lipca tego roku, bo obecnie na trasie wprowadzony jest objazd), Skala ich występowania nie zmienia jednak ogólnej oceny zjawiska.
Prędkość handlowa jednym z istotniejszych problemów komunikacyjnych miastaW sytuacji, w której dokonano dość skutecznej wymiany parku autobusowego, a niedoinwestowany przez lata tabor tramwajowy wreszcie zaczyna podlegać procesowi unowocześniania dzięki zakupom nowych i używanych pojazdów niskopodłogowych, zaś ceny biletów utrzymane są na – w skali kraju – raczej niskim poziomie, kwestia czasów przejazdu wydaje się – obok częstotliwości kursów – najistotniejszym z czynników hamujących dopływ pasażerów komunikacji miejskiej. Tymczasem trudno wskazać działania, które realnie poprawiałyby sytuację w tym zakresie. Polepszenia
raczej nie przyniosła m.in. zeszłoroczna reforma komunikacji miejskiej.
Oczywistym wydaje się przy tym, że czas podróży nie ulegnie skróceniu przez samą tylko zmianę tras linii komunikacyjnych, nawet jeśli zapowiedzi samorządu co do jej skutków idą bardzo daleko. Wydłużenie przejazdów ma bowiem związek m.in. z nasilającym się ruchem samochodowym powodującym korki – ale nie wszędzie, nie dotyczy bowiem szeregu linii tramwajowych z wydzielonym torowiskiem. Mimo obiektywnych trudności z odwróceniem trendu przyspieszenie funkcjonowania transportu zbiorowego powinno stać się jednym z priorytetów samorządu w obszarze komunikacji.