Ekspertom transportowym podobają się proponowane przepisy o strefach czystego transportu, ale w kilku elementach widzą niekonsekwencję i luki. – Jeżeli z jednej strony mówimy o czystych samochodach, czystym powietrzu, ochronie najbardziej narażonych stref miejskich, a z drugiej nasza granica od 2004 roku nie stanowi żadnej tamy w sprowadzaniu za grosze szkodliwego ekologicznie złomu samochodowego, to coś jest nie tak – mówi Adrian Furgalski z ZDG TOR. – Mieszkańcy raczej będą zmianom kibicować – dodaje Jędrzej Puzyński.
– Rozpatruję zapisy dotyczące stref łącznie z tymi liberalizującymi ustalanie opłat za parkowanie w miastach. To daje narzędzie samorządom do prowadzenia skuteczniejszej polityki transportowej. Już pora aby oprócz marchewki, takiej jak poprawa jakości komunikacji publicznej czy rozwój roweru miejskiego, zaczął się pojawiać bat na kierowców – tłumaczy
przepisy o strefach czystego transportu Adrian Furgalski, wiceprezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. – Polska jako kraj, oraz większość polskich miast, bije rekordy, jeśli chodzi o posiadanie samochodów na 1000 mieszkańców. Przekracza znacząco średnią z miast Europy Zachodniej. Tam takie strefy zaczęły przecież powstawać kilka lat temu nie ze względu na smog, ale zatłoczenie ulic i dopiero od jakiegoś czasu dochodzi tam element zanieczyszczenia środowiska. Zachód idzie jednak dalej niż my, bo mamy przecież liczne zapowiedzi zakazu wjazdu samochodów spalinowych w ogóle, czy nawet ich rejestracji – wyjaśnia.
– Rozwiązanie jest potrzebne ze względu na coraz większą liczbę samochodów wjeżdżających do centrów miast. Warto jednak zwrócić uwagę, że efekt ograniczenia liczby aut można było osiągnąć już dawno, np. poprzez zmiany w ustawie o drogach publicznych „odmrażające” wysokość stawek za parkowanie – wskazuje Jędrzej Puzyński z ZDG TOR, a także aktywista miejski zaangażowany w ruch „Piesza Masa Krytyczna”.
Czego w przepisach brakujePuzyński zwraca uwagę na ten sam problem, o którym kilka miesięcy temu
wspominał brytyjski ekspert transportowy prof. Frank Kelly, że nie wystarczy zamieniać samochody na czystsze, trzeba zmniejszać ich liczbę.
– Przepisy nie biorą pod uwagę faktu, że duża część zanieczyszczeń transportowych związana jest ze ścieraniem się opon i klocków hamulcowych, co ma niewielki związek z rodzajem napędu – zaznacza. – Co więcej, wjazd do strefy ma być bezpłatnie możliwy dla mieszkańców, co wymusza kolejne zmiany w prawie. Chcemy bowiem uniknąć sytuacji znanej ze stref płatnego parkowania, kiedy to do jednego mieszkania przypisane jest po kilkanaście aut, żeby tylko uzyskać abonament.
– Widzę generalnie brak konsekwencji w polityce rządu – zwraca uwagę Furgalski. – Jeżeli z jednej strony mówimy o czystych samochodach, czystym powietrzu, ochronie najbardziej narażonych stref miejskich, a z drugiej nasza granica od 2004 roku nie stanowi żadnej tamy w sprowadzaniu za grosze szkodliwego ekologicznie złomu samochodowego, to coś jest nie tak. Akcyza musi zatem zacząć pełnić rolę podatku ekologicznego na granicy! Żeby system był szczelny, musi być szczelna baza pojazdów, bo przecież na rogatkach miejskich stref nie będzie szlabanów i pracowników sprawdzających, czy mamy prawo bezpłatnego wjazdu. Póki co jednak, CEPIK 2.0 nie działa, lub działa masakrycznie źle – wylicza i dodaje, że dobrym pomysłem byłoby różnicowanie opłat w zależności od ekologicznej klasy silnika, a tego w propozycji nie ma.
Mieszkańcy będą kibicować strefom?Furgalski większy potencjał, przynajmniej na początku, widzi w podniesieniu stawek za parkowanie, które znalazły się w projekcie ustawy o PPP. – Wprowadzenie 5-6 zł za pierwszą godzinę powinno ruch ograniczyć. Oczywiście jeśli poprawi równocześnie egzekucję, stąd plus dla Warszawy za wprowadzenie na ulice samochodów skanujących rejestrację celem sprawdzenia opłacenia miejsca parkingowego – wskazuje.
– Takie strefy raczej w pierwszej kolejności będą powstawać w takich miastach jak Kraków czy Toruń, gdzie staromiejska zabudowa już dzisiaj ogranicza mocno ruch. Objęcie większych połaci miasta, jak np. w przypadku Warszawy, wydaje mi się w najbliższym czasie niemożliwe, bo sparaliżowałoby np. dostawy towarów, ale też zwykłe funkcjonowanie miasta – prognozuje.
Puzyński zwraca uwagę, że przychylność dla takich rozwiązań jest większa w dużych miastach, ale też generalnie większa niż jeszcze kilka lat temu. – Mieszkańcy raczej będą zmianom kibicować. Maksymalna kwota dziennej opłaty dla aut innych niż elektryczne wynosząca 30 zł dziennie nie powinna też być w aglomeracjach specjalną barierą. Szczególnie, że ustawa przewiduje opłaty abonamentowe lub zryczałtowane – przewiduje.