W Częstochowie oddano do użytku przejście dla pieszych na skrzyżowaniu alej Pokoju i Niepodległości, wytyczenia którego nie chcieli urzędnicy i Policja, ale wywalczyli je sobie mieszkańcy. Dopięli swego dzięki budżetowi obywatelskiemu.
Miejsce, o którym mowa, to ogromne skrzyżowane na styku trzech gęsto zaludnionych dzielnic miasta, które jest także ważnym węzłem komunikacyjnym i stanowi nieformalny plac centralny południowej części miasta. Zlokalizowane jest koło trasy Warszawa-Katowice (DK 1) noszącej na miejskim odcinku nazwę Wojska Polskiego – ta również krzyżuje się z al. Pokoju, przez co funkcjonuje tu zespół dwu skrzyżowań.
Utrwalony bubelW 2012 roku oddano do użytku nową linię tramwajową odchodzącą od dotychczasowej w tym miejscu, niestety projektant nie przewidział przebudowy tego węzła, a jedynie zręcznie wpisał nowe torowisko w skrzyżowanie.
– To był błąd, bo już przed rozbudową sieci tramwajowej to skrzyżowanie było przeciążone i należało zaprojektować je od nowa. Teraz już jest za późno i można jedynie usprawnić to, co już istnieje – powiedział serwisowi transport-publiczny.pl Tomasz Haładyj, redaktor naczelny częstochowskiego wydania Gazety Wyborczej oraz inicjator budowy dodatkowego przejścia dla pieszych.
Na opisanym skrzyżowaniu wytyczono przejścia wokół trzech jego stron pomijając al. Pokoju. Gdyby faktycznie mówić o zespole dwu skrzyżowań (odległość ok. 100m), to zabrakło przejścia przez centralną jego część. Aby móc dostać się na wyspę między alejami 11. Listopada, Pokoju i Wojska Polskiego, na której ulokowano przystanki dla autobusów podmiejskich, regionalnych i międzymiastowych oraz znajdują się na niej liczne obiekty handlowe, piesi musieli pokonać 7 pojedynczych przejść przez trzy szerokie arterie, na każdym z nich odczekując swoje.
Przejście potrzebne ludziomMiejsce jest bardzo uczęszczane przez pieszych – zarówno pasażerów komunikacji, jak i mieszkańców okolicznych osiedli. Tomasz Haładyj podjął się zadania zorganizowania kampanii na rzecz wytyczenia przejścia.
Inżynierowie oraz kierownictwo Miejskiego Zarządu Dróg i Transportu przeciwstawiali się wytyczeniu przejścia – w kuluarach mówiono o braku bezpieczeństwa i ryzyku odpowiedzialności w przypadku potrącenia. Oficjalnie mówiono o braku miejsca na zebrę. Wtórowała im policja, której przedstawiciel na żądanie radnego miasta Jacka Krawczyka sporządził opinię, według której przejście miałoby pogorszyć przepustowość skrzyżowania, zaś „(...) ze stojących samochodów wydobywałyby się większa ilość spalin, co niekorzystnie może wpłynąć na samopoczucie pieszych” – ocenił w piśmie podinsp. Stanisław Kubacki. Krawczyk uznając wypowiedź, jako mówiącą nie na temat, zażądał ponownego wydania opinii, ale nie doczekał się jej.
Obywatele zdecydowaliDo Haładyja dołączyło kilka stowarzyszeń i kupcy z pobliskich punktów handlowych. Pierwsi organizowali pikiety, drudzy zebrali ponad 1300 podpisów pod petycją. Działania te nadal nie przyniosły efektu. Z pomocą przyszedł dopiero budżet obywatelski z 2014 r. (dotyczący środków z 2015 r.).
Haładyj przygotował dwa wnioski dotyczące budowy przejścia dla pieszych – jeden zgłosił do puli ogólnomiejskiej (to ważny węzeł komunikacyjny), a drugi do dzielnicowej. Oprócz niego mieszkańcy także złożyli swoje propozycje budżetowe. Połączono je i przeszły weryfikację formalną, po czym poddano je pod publiczne głosowanie. W wyniku głosowania wniosek w puli ogólnomiejskiej nie zyskał odpowiedniej liczby głosów. Jednak ten w puli dzielnicowej – tak. W efekcie na koniec listopada oddano gotowe przejście dla pieszych.
Było warto– Gdy w maju 2013 r. rozpoczynaliśmy na łamach Gazety Wyborczej akcję „Zróbmy tu miasto dla ludzi” byliśmy pewni, że „zebra” powstanie. Bo to nienormalne, by w tak uczęszczanym miejscu ludzie musieli chodzić naokoło przez trzy ulice, zamiast na wprost, przez jedną. Kruszenie urzędniczego betonu, który nie rozumiał problemu, trwało 2,5 roku. W tym czasie rozwialiśmy obawy o paraliż skrzyżowania (auta i tak długo stoją na czerwonym świetle), a decydujące stało się głosowanie nad budżetem obywatelskim. Nowe przejście jest więc sukcesem samych mieszkańców. I im należą się gratulacje – podsumował Haładyj.
Potrzeb jest wieleNaziemne przejścia dla pieszych są potrzebne. Jednak w Częstochowie mieszkańcy muszą o nie wyjątkowo zaciekle walczyć. Niekiedy udaje się – jak w tym przypadku, czy w samym centrum miasta, gdzie zjednoczyli się kupcy, mieszkańcy i radni. W wielu przypadkach „zebra” wciąż pozostaje marzeniem, jak w dzielnicy Północ, gdzie pasażerowie trzech linii tramwajowych otoczeni siatką muszą schodzić do przejścia podziemnego. Również i tam próbowano wykorzystać mechanizm budżetu obywatelskiego, jednak wnioski zostały odrzucone jeszcze w trakcie weryfikacji. Tłumaczono to między innymi obecnością innego przejścia dla pieszych w pobliżu, a mianowicie... pod spodem. Dobrze,
że w Warszawie i
we Wrocławiu taki argument nikomu nie przyszedł do głowy.