W Warszawie trwa dyskusja zwolenników tramwaju na Trakcie Królewskim z jego przeciwnikami. Po stronie tych drugich stanął urbanista Krzysztof Domaradzki twierdząc, że tramwaj jest tam niepotrzebny i źle komponowałby się na odświeżonej ulicy.
Kwestia gustuInżynier Domaradzki w swojej wypowiedzi, udzielonej
na łamach lokalnego dodatku Gazety Wyborczej, stwierdził, że współczesne wagony tramwajowe nie pasują do zrewitalizowanej przestrzeni Traktu, bo wyglądają, jak pociągi i nie mają niczego wspólnego z dawnymi, krótkimi wagonami. Podobną opinię
wygłosił też nowy szef Wydziału Estetyki na łamach naszego portalu.
Co do obserwacji to prawda, ale tu wypadałoby zgłosić dwie uwagi. To jest kwestia gustu, a o gustach nie dyskutuje się. Jednym na przykład podobają się wagony pod nazwą Jazz o fasonie kiosku, innym nie. Tak więc znajdą się tacy, którym będzie podobać się tramwaj na Trakcie Królewskim oraz ci, którzy zgodzą się z inżynierem Domaradzkim, ale znajdą się pewnie i ci, którym w ogóle nie podoba się trakt po rewitalizacji.
Trzeba zauważyć, że wraz z czasem idzie postęp, a wraz z nim zmienia się stylistyka we wszystkich dziedzinach działalności człowieka. Na każdy element należy spoglądać oczyma właściwymi dla czasu. Dlatego logicznym wyda się założenie, według którego przedwojenne tramwaje budziły podobne do współczesnych kontrowersji: No bo jak to? Tramwaj elektryczny na rosyjskim torze z „drutami” przed Belwederem i koło Zamku Królewskiego?
Tramwaj służy ludziomInną kwestią jest walor komunikacyjny. Warszawa zmieniła się na przestrzeni lat, ale układ urbanistyczny już nie. Tramwaj był potrzebny przed wojną, obecnie taka potrzeba widocznie także istnieje, o czym świadczą ogromne potoki pasażerskie i silne skomunikowanie obszaru w liczbie ok. 10 autobusów na godzinę. Przypomnę jedynie starą prawidłowość: komunikację wprowadza się tam, gdzie jest potrzebna, gdzie są ludzie. Jeśli więc potoki pasażerskie na Trakcie Królewskim uzasadniają funkcjonowanie na nim tramwaju, wówczas dyskusja wydaje się zbędna. A zbędna jest, bo autobusy jeżdżą tam zatłoczone.
Gdyby jeszcze uwzględnić taki banał, jak ten, że wydajniejszą i szybszą komunikacją jest ta, której marszruta wiedzie przez najkrótszy dystans, a nie zygzakuje po okolicy, to dyskusja zdaje się już być tylko śmieszną.
Na koniec walor ekologiczny: autobusy obecnie funkcjonujące na Trakcie emitują hałas i spaliny. Po zastąpieniu ich przez tramwaje ten problem zniknie. Wycofane autobusy oddadzą miejsce tramwajom, na które obecnie rzekomo tego miejsca jest brak. W tym miejscu można wymieniać europejskie miasta z tramwajami kursującymi między ludźmi na reprezentacyjnych deptakach czy wręcz wciśniętymi w zabytkowe zabudowania, ale będzie to zbędne, bo kilka przykładów każdy potrafi podać sam.
Problem zgromadzeńInż. Jan Kubalski, przedwojenna postać historyczna związana zarówno z komunikacją szynową w Częstochowie (praca dyplomowa dot. sieci tramwajowej), jak i Warszawie (Dyrektor Biura Studiów Kolei Podziemnej, później dyrektor MZK), pisząc pracę dyplomową w 1926 r., którą był gotowy projekt budowy sieci tramwajowej w Częstochowie, w części dotyczącej tramwaju pod Jasną Górą zauważył, że tuż przed szczytem tramwaje byłyby blokowane przez pielgrzymki wchodzące na szczyt.
Podobny problem może mieć miejsce przed Pałacem Prezydenckim, gdzie miejsce mają częste spędy różnych manifestacji. W tym czasie trakt jest nieprzejezdny nawet dla autobusów. Tu jednak można zastosować rozwiązania z zakresu małej architektury, którymi hermetyzuje się torowisko, izolując je przed działaniem tłumu. Nie będzie to trudne, bo obiektem zainteresowania tłumu jest Pałac Prezydencki zlokalizowany po jednej stronie arterii, więc torowisko można zlokalizować po stronie przeciwległej, co już połowicznie rozwiąże problem. Pozostaje jedynie „ubrać” je w małą architekturę uniemożliwiającą „wlewanie się” tłumu i wcale nie muszą to być toporne barierki. Oto jest zadanie dla urbanisty i architekta, a nie marudzenie.
Czytaj też:
Jest miejsce na tramwaj na Trakcie Królewskim