Dlaczego miasta rzadko korzystają z partnerstwa publiczno–prywatnego? Często urzędy uznają je za nieprzejrzyste i boją się podejrzeń o niejasne kontakty z biznesem. Ale od strony partnera prywatnego PPP też wymaga radzenia sobie z problemami.
Podczas niedawnej konferencji „PPP – kryteria sukcesu w realizacji projektów inwestycyjnych” organizowanej przez TOR Krzysztof Ławicki, dyrektor ds. operacyjnych AMS opowiadał o zakupie przez Warszawę ponad 1,5 tys. wiat przystankowych. Inwestycja jest realizowana właśnie w ramach PPP.
Wszystkie wiaty mają zostać dostarczone do 2016 r. W tym roku do stolicy trafi 180 takich konstrukcji. Ale część z nich już stoi, np. w Alejach Ujazdowskich. AMS w zamian za postawienie wiat, będzie mógł zarabiać na wynajmie powierzchni reklamowych. O inwestycji pisaliśmy m.in.
tutaj.
Nam też zależy na tym by ograniczyć niekontrolowany zalew reklam w mieście – tłumaczy Ławicki. – Ale ograniczając trzeba dawać coś w zamian. Nie da się zupełnie wyrzucić reklamy z miasta. Liczymy na to, że tworząc 1,5 tys. miejsc na taką reklamę w pewien sposób to uporządkujemy.
Jak AMS, jako prywatny partner w przedsięwzięciu realizowanym w ramach PPP ocenia tego rodzaju współpracę? Ławicki podał kilka przykładów dobrych praktyk, które są według niego niezbędne, by projekt się udał. Wskazał też te zjawiska, które firmom przeszkadzają w PPP.
– Podmiot publiczny musi znać realia branży w jakiej się porusza. Negocjacje nie powinny być tylko wypełnieniem ustawowego obowiązku, tylko mieć realne znaczenie – tłumaczy. Zwraca uwagę, że zamawiający musi mieć rozeznanie w rynku, wiedzieć np. w jakiej sytuacji proponowana cena ma charakter dumpingowy, gdzie może się spodziewać trudności. Dzięki temu cały projekt może zostać zrealizowany płynnie. Choć ten postulat wydaje się oczywisty, nie zawsze zamawiający wie wszystko co powinien.
W Warszawie, według jego słów, negocjacje nie tylko umożliwiły dokładne zapoznanie się z przedmiotem zamówienia, ale też pozwoliły na wypracowanie kilku dobrych wzorców postępowania między partnerami. Ale inne miasta nie zawsze chcą z nich korzystać.
– Ważne jest by partnerzy dzielili się obowiązkami tak, by każdy realizował to, co jest dla niego łatwiejsze – wskazuje Ławicki. I podaje negatywny przykład Wrocławia, który w podobnym projekcie dotyczącym wiat przystankowych chce, by partner prywatny reagował na uszkodzenia systemu w ciągu 90 minut. – Firma reklamy zewnętrznej nie ma takich środków, bo oznaczałoby to konieczność posiadania 24-godzinnej służby czuwającej nad wiatami. Oczywiście mogłaby coś takiego mieć, ale to kosztuje. Tymczasem miasto mogłoby to robić samo, bo ma policję, straż miejską, itp. – tłumaczy. – Ale się uparło. To powoduje, że cały projekt jest droższy.
Tym co przeszkadza prywatnym firmom są też niejasne procedury, które dość łatwo można byłoby usprawnić, gdyby tylko druga strona chciała.
– Dla nas było ważne by powstał po stronie miasta jakiś komitet, coś w rodzaju „jednego okienka”. Z tym podmiotem byśmy się kontaktowali, tam trafiałyby wszystkie nasze dokumenty. Nie znaleźliśmy zrozumienia – narzeka. – Naszymi partnerami są różne wydziały i oddziały, czasem nawet mieszczące się w tym samym budynku, na tym samym piętrze, ale musimy się kontaktować z oboma osobno.
Ławicki tłumaczy, że gdyby wypełniać całą procedurę administracyjną z pełnymi terminami, to od podpisania umowy do postawienia pierwszej wiaty minęłoby 600 dni. To wersja skrajnie długa. AMS blisko współpracuje z odpowiedzialnymi za wiaty urzędnikami i wszyscy starają się terminy raczej skracać niż wydłużać, ale dużo łatwiej byłoby, gdyby mógł się kontaktować tylko z jednym podmiotem.