Miasto oficjalnie rezygnuje z lasu wieżowców przy Pałacu Kultury – ale to dopiero początek rozgrywki o serce Warszawy. Zmiana planu nie chroni nas jednak przed kolejnymi „klockami” w rodzaju białego Muzeum Sztuki Nowoczesnej i powstającego czarnego TR Warszawa. Pytanie nie brzmi więc „czy budować wysoko?”, tylko: czy odważymy się na prawdziwy warszawski Central Park, czy znów skończy się na eleganckiej betonozie w „skali warszawskiej”.
Decyzja o wykreśleniu wieżowców przy Pałacu Kultury z projektu planu ogólnego to jedna z najpoważniejszych zmian w polityce przestrzennej Warszawy od lat. Miasto rezygnuje z pomysłu „obudowania” PKiN drapaczami chmur (całe szczęście!), wraca do koncepcji niskiej zabudowy w „skali warszawskiej”, a jednocześnie otwiera – przynajmniej teoretycznie – szansę na to, by w środku stolicy, zamiast kolejnych bezkształtnych klocków, powstała prawdziwa, zielona przestrzeń publiczna.
Wieżowce znikają z planu. Powrót „skali warszawskiej”
W obowiązującym od 2010 r. miejscowym planie zagospodarowania dla rejonu Pałacu Kultury zapisano cały zespół wieżowców. Od strony ul. Emilii Plater przewidziano trzy budynki przekraczające 200 metrów wysokości – miały one przewyższyć zasadniczą bryłę Pałacu Kultury (160 m do wieżyczek, 237 m z iglicą). Dwa kolejne wysokościowce – ok. 140-metrowy i ok. 90-metrowy – planowano w drugiej linii zabudowy od Alej Jerozolimskich. Przez 15 lat żaden z nich nie powstał.
Teraz na szczęście miasto od tego pomysłu odchodzi. W projekcie planu ogólnego wszystkie wieżowce przy Pałacu Kultury znikają, a w ich miejsce dopuszczona jest wyłącznie zabudowa do ok. 30 m wysokości – w nawiązaniu do dawnej „skali warszawskiej” śródmieścia. To właśnie ten zwrot w pierwszej kolejności podkreślają władze miasta: wiceprezydentka Renata Kaznowska mówi o „kopernikańskiej zmianie przestrzennej”, która jest efektem zgodnych rekomendacji ratusza, mazowieckiego konserwatora zabytków i Mazowieckiego Biura Planowania Regionalnego.
Plan ogólny – nowy dokument planistyczny, który ma zastąpić dotychczasowe studium uwarunkowań – nie unieważnia automatycznie miejscowego planu z 2010 r., ale wyznacza kierunek. Prędzej czy później MPZP dla okolic PKiN będzie musiał zostać z nim zharmonizowany, a więc wieżowce znikną z planu także formalnie.
Jednocześnie w projekcie planu ogólnego w narożniku Alej Jerozolimskich i ul. Emilii Plater oraz w budynku przy Emilii Plater na północ od Sali Kongresowej dopuszczono funkcję mieszkaniową – dotąd przewidziana była tam wyłącznie funkcja usługowa. To drobny, ale znaczący sygnał: centrum nie ma być wyłącznie biurowo-komercyjne, lecz bardziej mieszane.
Wszystko to sprawia wrażenie, że władzom wcale nie chodzi o stworzenie przyjaznej, codziennie używanej przestrzeni dla mieszkanek, mieszkańców i turystów, lecz przede wszystkim o wyciśnięcie z tego terenu maksymalnych zysków z nowej zabudowy. Proponowany układ jest przytłaczający – niezależnie od ustalonej wysokości, nowe budynki i tak zasłonią Pałac Kultury i Nauki, zamieniając jego otoczenie w podręcznikową, ciasną betonozę tam, gdzie przestrzeń powinna pozostać otwarta i dająca oddech.
Tym bardziej, że wystarczy w dowolny dzień przejść się wokół Pałacu, by zobaczyć, jak bardzo ta otwarta przestrzeń jest potrzebna – wciśnięta między galerie handlowe, Warszawę Centralną, wyjścia z metra i pobliską Chmielną i Złotą stanowi jedyny moment wytchnienia. To trochę tak, jakby ktoś wpadł na pomysł, by wokół Zamku Królewskiego ustawić nowoczesne, czteropiętrowe bloki – formalnie „niskie”, a jednak kompletnie niszczące rangę miejsca i jego funkcję wpisaną w tkankę miasta.
Od planu Borowskiego, przez wieżowce, do zwrotu konserwatorskiego
Ta decyzja władz oczywiście nie bierze się z próżni – jest raczej kolejną odsłoną wieloletniego sporu o to, czym ma być plac Defilad / Plac Centralny. W 2006 r. uchwalono plan zagospodarowania opracowany pod kierunkiem Michała Borowskiego. Zakładał on zabudowę wokół Pałacu do wysokości ok. 30 m, bez wieżowców: PKiN pozostawał jedyną wyraźną dominantą, otoczoną zwartą, stosunkowo niską zabudową śródmiejską. Tę koncepcję w kampanii samorządowej krytykowała Hanna Gronkiewicz-Waltz jako marnowanie potencjału ścisłego centrum. Po jej zwycięstwie plan zmieniono – w 2010 r. pojawiły się w nim wieżowce.
Równolegle zmieniały się uwarunkowania konserwatorskie i infrastrukturalne. W 2007 r. Pałac Kultury wpisano do rejestru zabytków – co w praktyce zamknęło dyskusję o jego wyburzeniu czy drastycznej przebudowie. W 2021 r. ochroną objęto modernistyczne pawilony wejściowe stacji PKP Warszawa Śródmieście przy Alejach Jerozolimskich, co dodatkowo utrudniło realizację północnej pierzei alei w formie ciężkiej, wysokiej zabudowy. Do tego doszedł tunel średnicowy biegnący pod Alejami – technicznie skomplikowany teren dla bardzo wysokich, masywnych kubatur.
Efekt? Mimo formalnej zgody na wieżowce i licznych zapowiedzi, przez piętnaście lat w bezpośrednim otoczeniu PKiN nie powstał żaden nowy budynek wysokościowy. Jedyną zrealizowaną inwestycją kubaturową w kwartale placu Defilad jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej – i to ono dziś tworzy główny kontrapunkt dla bryły Pałacu – niesamowicie zresztą krytykowany ze względu na swój bezpłciowy wygląd i rażącą w oczy biel.
„Pałac Kultury to nasze dziedzictwo”. Co to znaczy w praktyce?
Jak tłumaczył Bartosz Rozbiewski, dyrektor stołecznego Biura Architektury i Planowania Przestrzennego, podczas spotkania z dziennikarzami w ratuszu:
– Pałac Kultury to nasze dziedzictwo urbanistyczne i architektoniczne i nie trzeba się go wstydzić. Trzeba go umiejętnie wpisać w tkankę miejską, a nie zasłaniać go wieżowcami.
Jak dodaje, skoro Pałac został po wojnie wstawiony w siatkę XIX-wiecznych ulic, to otaczająca go zabudowa powinna respektować „skalę XIX-wiecznego miasta” – a więc właśnie ok. 30 m wysokości. W praktyce historyczna zabudowa nie styka się bezpośrednio z placem: przedwojenne kamienice stanowią dziś raczej nieliczne „rodzynki”, najwięcej ich zachowało się na południowej pierzei Alej Jerozolimskich. Ale kierunek myślenia jest jasny: to Pałac ma pozostać dominantą, a nie ginąć w lesie szklanych wież.
Co ważne, rezygnacja z wież przy PKiN nie oznacza, że Warszawa zwija ambicje wysokościowe w ogóle. W planie ogólnym wyznaczono dwa pasma zabudowy wysokościowej: jedno skupione między Chałubińskiego, Jana Pawła II i Emilii Plater, drugie wzdłuż Okopowej i Towarowej. Dodatkowo wieżowce mogą powstawać w ważnych węzłach przesiadkowych, choć w skali dostosowanej do otoczenia. Innymi słowy, miasto mówi: tak dla wysokościowców – ale gdzie indziej niż bezpośrednio wokół Pałacu.
Plac Centralny czy Park Centralny? Zielona szansa dla serca miasta
Jeżeli miasto naprawdę chce „umiejętnie wpisać Pałac w tkankę miejską”, to sama zmiana parametrów zabudowy nie wystarczy. Rezygnacja z wieżowców otwiera szersze pytanie: co właściwie powinno powstać wokół PKiN?
Od lat w debacie publicznej powraca postulat Warszawskiego Parku Centralnego – dużej, zielonej przestrzeni publicznej otaczającej Pałac. Wizualizacja takiego parku, przygotowana kilka lat temu przez zespół projektowy FUTUWAWA i spopularyzowana m.in. przez Mirosława Usidusa i Jana Śpiewaka, stała się viralem w mediach społecznościowych: na miejscu parkingów i prowizorycznych bud, w samym środku miasta, pojawiał się wielki obszar zieleni z wodą, miejscami do odpoczynku i roślinnością oplatającą bryłę Pałacu.
Część urbanistów ostrzegała, że taka wizja niesie ryzyko „zielonej pustyni” – zbyt miękkiej, zbyt mało miejskiej, trudnej do przejścia po drodze z punktu A do B i potencjalnie problematycznej pod względem bezpieczeństwa. Ale niezależnie od ocen, jeden wniosek jest wspólny: w centrum Warszawy dramatycznie brakuje dużej, spójnej, wysokiej jakości przestrzeni zielonej, która nie byłaby tylko dodatkiem do infrastruktury, lecz pełnoprawnym, miejskim salonem.
Tymczasem między Muzeum Sztuki Nowoczesnej a Pałacem powstaje stopniowo Plac Centralny – wybrany w konkursie w 2017 r., dziś praktycznie ukończony. Jest on niewątpliwie krokiem naprzód względem dawnej betonowej pustyni: pojawia się więcej zieleni, odniesienia do historii miejsca i uporządkowany rysunek posadzek. Wciąż jednak dominuje tu twarda nawierzchnia z dozowaną zielenią, a nie park rozumiany jako szeroki pas drzew, cienia i przyrody oplatającej bryłę Pałacu. Krytycy podkreślają, że „zieleni jest wciąż za mało” – to raczej elegancki, lecz głównie wybrukowany plac z fragmentami nasadzeń niż prawdziwy, duży miejski ogród.
Obawy wzbudza również to, jak w tkankę placu wkomponuje się powstający tuż obok Muzeum Sztuki Nowoczesnej nowy gmach TR Warszawa, którego budowę od kilku miesięcy można oglądać z poziomu ulicy – na razie na etapie fundamentów. Według zapowiedzi miasta i architektów ma to być czarna, metalowa bryła projektu Thomasa Phifera i APA Wojciechowski, jeden z najnowocześniejszych teatrów w Europie, z dwiema dużymi salami (BIG BOX i BLACK BOX) i monumentalnymi, czternastometrowymi bramami otwierającymi się na Plac Centralny i Park Świętokrzyski.
wiz.TR Warszawa
W oficjalnych materiałach podkreśla się, że czarny teatr ma „komplementarnie” domknąć białą bryłę MSN i razem z nią tworzyć forum kultury w sercu miasta, zintegrowane podziemnym zapleczem i wspólną przestrzenią między budynkami.
Z dzisiejszej perspektywy łatwo jednak zrozumieć niepokój: w praktyce oznacza to dostawienie do już masywnego muzeum kolejnego dużego monolitu, który może jeszcze mocniej zagęścić zabudowę u stóp Pałacu i ograniczyć potencjał na prawdziwie zieloną, otwartą przestrzeń publiczną, o jakiej od lat mówi się w kontekście Parku Centralnego. Nie mówiąc już o tym, że stylistycznie w żadnym stopniu nie wpisuje się to ani w wygląd Pałac, ani otaczających Pałac kamienic.
Skoro więc miasto rezygnuje z gęstej zabudowy wysokościowej, może warto pójść o krok dalej i uczciwie postawić sprawę: pełnowartościowy Central Park wokół PKiN byłby znacznie lepszym partnerem dla tego gmachu niż kolejne ciężkie kubaturki w rodzaju istniejącego już Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pałac Kultury – obiekt sam w sobie monumentalny, o silnej i kontrowersyjnej symbolice – potrzebuje oddechu, tła, przestrzeni, która go oswoi i otworzy na różne, równoległe aktywności.
Dobrze zaprojektowany park w środku miasta nie musiałby być „dżunglą” odcinającą Pałac od miasta. Mógłby łączyć klarowną strukturę alei i placów, czytelne powiązania piesze z resztą Śródmieścia, wysokie drzewa dające cień i mikroklimatyczną ulgę oraz program kulturalno-rekreacyjny – od małej architektury po letnie sceny. Dziś, gdy miasto oficjalnie mówi „stop” drapaczom chmur przy PKiN i uznaje go za dziedzictwo, logiczne byłoby domknięcie tej decyzji jasną deklaracją, że sercem Warszawy ma stać się zielony Park Centralny, a nie kolejny zespół usługowych lub mieszkalnych kubatur – nawet jeśli będą one już tylko trzydziestometrowe, a nie dwustumetrowe.
Nowa „konstytucja przestrzenna” i pytanie o odwagę
Plan ogólny – jako nowa „konstytucja przestrzenna” miasta – wyznaczy ramy na dekady. Na jego podstawie będą tworzone lub zmieniane miejscowe plany, wydawane decyzje o warunkach zabudowy, określana będzie skala i intensywność rozwoju. Dla rejonu Pałacu Kultury najważniejsza decyzja już zapadła: wieżowców tam nie będzie.
Pozostaje pytanie, czy Warszawa wykorzysta tę zmianę po prostu do wypełnienia kwartałów standardową, choć niższą zabudową – czy odważy się potraktować serce miasta jako miejsce, w którym priorytetem jest przestrzeń wspólna, zieleń i komfort mieszkańców, a nie maksymalizacja kubatury.
Jeżeli Pałac Kultury rzeczywiście ma być „naszym dziedzictwem”, a nie tylko kłopotliwym reliktem historii, to najlepszym komentarzem do decyzji o rezygnacji z wież byłoby jednoznaczne postawienie na Central Park – zielone centrum Warszawy, które wreszcie odczarowałoby plac Defilad jako „pomnik wiecznej prowizorki” i sprawiło, że serce miasta przestanie być przede wszystkim problemem urbanistycznym, a stanie się realnym, codziennym zasobem dla mieszkanek i mieszkańców.