W piątkowym wypadku w metrze w Seulu duża część poszkodowanych to osoby, które nie posłuchały poleceń obsługi metra, by pozostać w wagonach. Pasażerowie wychodzili z wagonów i skacząc na tory próbowali dostać się na piechotę do stacji.
Do wypadku doszło ok. 15.30 lokalnego czasu w pobliżu stacji Sangwangsimni we wschodniej części miasta. Według wstępnych informacji jeden z pociągów ruszających z peronu, wskutek awarii zatrzymał się, wtedy najechał na niego pociąg jadący za nim. Nie zadziałał system, który zapobiega zbliżeniu się pociągów na odległość mniejsza niż 200 m. Maszynista, zamiast informacji, że powinien się zatrzymać, otrzymał pozwolenie na jazdę.
Ok. 200 pasażerów narzekało na urazy po tym wydarzeniu, do szpitala trafiło ponad 30, ale nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń. Wielu pasażerów na własną rękę szukało pomocy medycznej w szpitalu znajdującym się niedaleko stacji. Według lekarzy najpoważniejsze urazy to wstrząśnienie mózgu. Maszynista drugiego pociągu ma złamaną rękę.
Uderzenie było na tyle mocne, że dwa wagony wypadły z torów. Komunikat słyszalny w pociągu nakazywał pasażerom, by zostali w pociągu, ale większość z nich go zignorowała. Podróżujący siłą otworzyli drzwi i na piechotę wrócili do stacji. Według mediów duża część drobnych urazów powstała właśnie gdy wychodzili z wagonów. Władze Seulu poinformowały, że w sumie ewakuowano ok. tysiąc osób.
Nie wolno wychodzić z wagonuPodobnie było kilka miesięcy temu gdy w warszawskim metrze zapalił się jeden z wagonów Inspiro. W wagonach pojawiło się sporo dymu i część pasażerów siłą otwierała drzwi do wagonu, wychodząc wprost na tory, ignorując przy okazji polecenie by nie opuszczać pociągu.
Po tym zdarzeniu w warszawskim metrze zaostrzono procedury bezpieczeństwa. Na stronie internetowej spółki można znaleźć broszurę informującą, jak zachować się w razie niebezpieczeństwa. Informacje w niej zawarte w skróconej formie, na żółtych naklejkach, znalazły się w wagonach metra. Co więc robić? Informować maszynistę, korzystając z guzików bezpieczeństwa i żółtych telefonów na stacjach, nie wychodzić z pociągu bo grozi to śmiercią, choćby w przypadku porażenia prądem i przede wszystkim, bezwzględnie słuchać obsługi pociągu.
– Pasażer bezwzględnie musi nam zawierzyć nam. Czuwamy nad jego bezpieczeństwem, znamy się na tym i mamy ten proces prowadzenia bezpieczeństwa dosyć unormowany i praktycznie opanowany –
mówił wtedy „Transportowi–Publicznemu” Mirosław Mroczkowski, szef ochrony i zarządzania kryzysowego w Metrze Warszawskim. – W sytuacji zagrożenia podróżny musi słuchać naszych poleceń. Jeżeli zdarzenie jest w tunelu i nie ma możliwości prowadzenia ruchu, pociąg jest uziemiony, maszynista podejmuje decyzję o ewakuacji i ją potem prowadzi. Rzecz jasna pod warunkiem spełnienia określonych warunków – po uzyskaniu potwierdzenia wyłączenia napięcia. Pasażer absolutnie nie powinien wychodzić sam z pociągu – zaznaczał.
Tragedia promu wpłynęła na pasażerów?W Seulu pasażerowie jednak opuścili pociąg nie dlatego, że są niezdyscyplinowani. Wręcz przeciwnie, koreańscy pasażerowie uchodzą za wyjątkowo posłusznie wykonujących polecenia. Rzecz w tym, że Kora Południowa wciąż opłakuje śmierć ok. 300 osób, w większości dzieci, które zginęły przed dwoma tygodniami w katastrofie promu „Sewol”. Zatonięcie statku wycieczkowego stało się jedną z największych transportowych tragedii w historii kraju również dlatego, że znaczna część pasażerów posłuchała komunikatów załogi by nie opuszczać kajut, gdzie mieli być bezpieczni.
Tragedia wywołała burzę w Korei. Służby ratownicze zostały oskarżone o opieszałość i błędy w czasie akcji ratunkowej. Do dymisji podał się premier, a notowania pani prezydent Park Geun–hye spadły w ciągu dwóch tygodni o 11 proc. Teraz większość mediów przyznaje, że wydarzenia sprzed dwóch tygodni mogły mieć wpływ na zachowanie pasażerów metra w Seulu.
Seul posiada jedną z najbardziej rozbudowanych sieci metra na świecie. Codziennie notuje się w nim blisko 10 mln podróży, z czego tylko na linii nr 2, na której doszło do wypadku, blisko 2 mln.