– Podatki i opłaty związane z kupnem paliwa, opłaty związane z zatrudnieniem pracowników i opłaty za dostęp do infrastruktury to w sumie w 2018 r. 42,6 mln zł – podliczył, na podsumowaniu pierwszego roku Flixbusa w Polsce, dyrektor zarządzający Michał Leman. – To pieniądze, które trafiają do budżetu państwa niezależnie od tego, czy wozimy pasażerów, czy nie. Wskazuje też jaką stratą dla nas wszystkich, choćby budżetową, jest każdy upadający PKS – dodawał.
Przed rokiem Flixbus – międzynarodowy przewoźnik autokarowy, a częściowo też kolejowy – wchłonął markę PolskiBus. Dziś firma, która nie jest słownikowym przykładem przewoźnika, bo nie ma własnych autokarów ani nie zatrudnia kierowców (model biznesowy to coś w rodzaju joint venture z mniejszymi przewoźnikami lokalnymi i Souter Holdings, czyli przewoźnikiem, który przez lata jeździł jako PolskiBus) realizuje kursy łączące 124 miasta w Polsce. Współpracuje z kilkunastoma przewoźnikami (każdy przemalowuje autokary na zielono i korzysta z kanałów dystrybucji i współpracy Flixbusa), dysponującymi w sumie 160 autobusami i zatrudniającymi 700 kierowców.
Cztery (i pół) miliona pasażerów
– Przez cały poprzedni rok przejechaliśmy 33 mln km i przewieźliśmy, do teraz, 4 mln pasażerów. W grudniu planujemy przewieźć dodatkowe 0,5 mln, bo to okres świąteczny i ludzie chętniej podróżują – tłumaczył Leman. – Nasze autobusy są nowe. Te pozostałe po PolskimBusie mają swoje lata, ale pozostali przewoźnicy dysponują pojazdami, które średnio mają dwa lata. Pilnujemy przestrzeni dla pasażerów. Odstęp między fotelami to minimum 74 cm, a więc zmieści się książka, laptop i kolana – zaznaczył.
Dodał, broniąc nietypowego modelu biznesowego firmy, że bardzo unika określenia „podwykonawcy”. – To w zasadzie jest joint venture na każdej osobnej linii [a tych jest dziś 54 – red.]. Każdy z naszych partnerów ma m.in. dostęp do wewnętrznego serwisu. W nim są dane dotyczące ich linii – wyników finansowych, obłożenia, rezerwacji, ale też ocen kursów, czy ocen konkretnych kierowców – tłumaczył.
Wpływ na gospodarkę
Przedstawiciele Flixbusa podkreślali mocno, że ich firma ma istotny wpływ zarówno gospodarczy, jak i społeczny. Flixbus i współpracujące z nim firmy, niezależnie od tego, czy jeżdżą z pełnymi autokarami czy pustymi, muszą kupić paliwo, muszą opłacić ZUS i pozostałe daniny związane z zatrudnieniem w sumie ok. 800 pracowników i wreszcie muszą wnieść opłaty za korzystanie z autostrad, przystanków i dworców. W sumie daje to 42,6 mln zł w mijającym roku.
Ale finanse to tylko jeden z aspektów. – Z tych 800 miejsc pracy mniej więcej 200 to nowe stanowiska, które powstały dzięki nam. Co do kierowców stosujemy ostrzejsze normy pracy niż są w prawie. Np. na każdym nocnym kursie jest ich dwóch i wymieniają się minimum co dwie godziny, czyli dwa razy częściej niż wymagają przepisy. Wszystkie nasze autobusy spełniają normę misji spalin Euro 5 lub Euro 6 – wyliczał Leman.
– Szalenie istotne jest też to, że spośród miast, do których jeździmy, ok. 40 to miasta poniżej 80 tys. mieszkańców, a 15 z nich to miejscowości poniżej 15 tys. mieszkańców. Nie mam złudzeń, że jakoś rozwiązujemy problem z białymi plamami transportowymi w Polsce, a nie zapewniamy ludziom dojazdów do pracy czy szkoły, ale jednak w pewnym stopniu dajemy możliwość dojazdu do dużych ośrodków, a stamtąd w zasadzie do całej Europy. Niedawno otworzyliśmy linię Gdynia – Praga, która zatrzymuje się w Żninie. Bez nas ten Żnin nie miałby żadnego połączenia. Często zresztą mniejsze miasta, szczególnie miejscowości górskie, same zwracają się do nas, żeby powstało połączenie z nimi – dodawał.
Co w 2019 r.
W 2019 r. Flixbus zapowiada dalszą rozbudowę. Ma to oznaczać 80 kolejnych autobusów, z czego ponad połowa to będą pojazdy fabrycznie nowe. Wprowadzenie rozrywki pokładowej, czyli zapewne filmów lub gier, z których będzie można korzystać za pośrednictwem swojego smartfona lub tabletu, wprowadzenie możliwości zakupu biletów w autobusie.
Flixbus planuje też liczne promocje we współpracy z innymi firmami. M.in. kody do wykorzystania przy kupnie biletów znajdą się po nakrętkami w kilku milionach butelek Hoop Coli. – Takie kilka milionów butelek to właśnie skala współpracy, która nas interesuje – tłumaczył Leman.