Według danych za rok 2017 w Wielkiej Brytanii w wypadkach w których udział brał przynajmniej jeden pijany kierowca zginęło od 230 do 270 osób. To więcej niż w Polsce, choć generalnie nad Wisłą w wypadkach ginie dużo więcej ofiar, a dopuszczalny limit alkoholu we krwi jest znacznie niższy, więc łatwiej go przekroczyć.
Brytyjski „The Guardian”, powołując się na statystyki Department for Transport za rok 2017 wskazuje, że liczba ofiar wypadków z udziałem pijanych kierowców mieści się między 230 a 270. Różnica bierze się z trudności z kwalifikacją niektórych ofiar wypadków. W Wielkiej Brytanii, dla celów porównawczych zwykle bierze się uśrednioną liczbę ofiar, w tym wypadku 250. To najwięcej od dekady.
Wysoki limit
Czy w liczbach bezwzględnych to dużo? Wygląda na to że sporo. W Polsce, według szczegółowych statystyk policyjnych za zeszły rok, opublikowanych kilka miesięcy temu przez „Dziennik Gazetę Prawną”, pijani kierowcy spowodowali w 2018 r. 1550 wypadków, w których zginęło „zaledwie” 169 osób i było to o 37 ofiar mniej niż rok wcześniej. A warto pamiętać, że w Polsce co roku ginie na drogach ok. 3 tys. osób (2862 w 2018 r.), czyli sporo więcej niż w znacznie ludniejszej w Wielkiej Brytanii (1793 w 2017 r. – to najnowsze dostępne dane, od 2010 r. ta liczba niewiele się zmienia).
Co więcej w Polsce w zeszłym roku zatrzymano 104 664 nietrzeźwych kierowców, podczas gdy w Wielkiej Brytanii takich zatrzymań jest ok. 65 tys. rocznie.
Jest jeszcze jedna różnica pomiędzy naszym krajem a Wielką Brytanią, która po części wyjaśnia tę ostatnią daną. W Polsce, zgodnie z prawem, nie wolno prowadzić auta mając co najmniej 0,2 promila alkoholu we krwi (gdy ta zawartość przekracza 0,5 promila wykroczenie staje się przestępstwem). Tymczasem w Wielkiej Brytanii dopuszczalny limit to aż 0,8 promila alkoholu we krwi, wyjątkiem jest Szkocja, gdzie jest on niższy i wynosi 0,5 promila alkoholu we krwi.
Innymi słowy w Wielkiej Brytanii dużo trudniej doprowadzić się do stanu, w którym zostanie się uznanym za pijanego kierowcę. Mimo to tacy zabijają więcej ludzi niż w Polsce.
W Szkocji się nie udało?
Joshua Harris, dyrektor organizacji Brake, zajmującej się bezpieczeństwem na drogach tłumaczy ten fenomen przepisami, które nie powstrzymują przed piciem. – Obecny limit alkoholu we krwi stwarza złudne wrażenie, że to bezpieczne napić się i potem usiąść za kierownicą. Trudno o coś, co byłoby dalsze od prawdy – sugeruje.
A kierowcy nie pilnują limitu. Szef brytyjskiego Stowarzyszenia Samochodowego (w oryginale The Automobile Association, nomen omen – AA) Edmund King zwraca uwagę, że mniej więcej dwie piąte kierowców przyłapanych na prowadzeniu po alkoholu przekracza dopuszczalną normę dwukrotnie. Czyli, w brytyjskich warunkach, oznacza to ponad 1,6 promila alkoholu we krwi.
To może tłumaczyć dlaczego w Szkocji obniżenie dopuszczalnego limitu, co przeforsowano w 2014 r., nie wpłynęło na spadek liczby wypadków. Pod koniec zeszłego roku BBC opisało wyniki badań przeprowadzonych przez specjalistów z Uniwersytetu w Glasgow. Wykazały, że w latach 2015–18 liczba wypadków na szkockich drogach nie spadła, mimo nowych przepisów.
– Rezultaty są nieoczekiwane, tym bardziej, że wcześniejsze założenia zakładały spadek liczby wypadków, po zaostrzeniu prawa dotyczącego ilości alkoholu, po której można wsiąść do samochodu – przyznawał prof. Jim Lewsey z Instytutu Zdrowia szkockiej uczelni. – Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie jest takie, że nowe przepisy nie zostały wystarczająco nagłośnione lub nie są odpowiednio egzekwowane.