BikeU: Veturilo? Jesteśmy zainteresowani każdym przetargiem

Jakub Dybalski, Transport-Publiczny.pl: Czy planujecie wystartować w zbliżającym się przetargu na obsługę roweru miejskiego w Warszawie?

Marcin Jeż, dyrektor ds. rozwoju BikeU: Jesteśmy zainteresowani każdym przetargiem i w każdym startujemy. Oczywiście nie zawsze jesteśmy w stanie wygrać, ale w tych miastach, w których działamy, czyli dziś jest to Bydgoszcz, Bielsko-Biała i Szczecin, oferujemy systemy pełne innowacji. Mamy nadzieję, że będziemy solidnym graczem, który po najbliższym roku będzie miał 40 proc. rynku.

Zdobywacie doświadczenie?

W sumie, po roku obecności na rynku, mamy już na koncie ok. miliona wypożyczeń. To sporo, a trzeba też pamiętać, że czerpiemy z doświadczenia naszego partnera zagranicznego, czyli Grupy Egis. Jestem dumny z Bydgoszczy. Jest dużo mniejszym miastem niż Warszawa i wprowadziliśmy tam znacznie mniejszy system, ale w cztery miesiące zanotowała prawie 400 tys. wypożyczeń. Tymczasem dziesięciokrotnie większe Veturilo w tym samym czasie było wypożyczane 300 tys. razy. Dziś, po pewnym efekcie nowości, sytuacja w Bydgoszczy się normuje. Każdy rower jest wypożyczany 8-10 razy dziennie. Ale od momentu startu systemu każdy był wypożyczany średnio ponad tysiąc razy. Na początku mieliśmy nawet pytania od zamawiającego, gdzie są rowery. Gdy zaglądaliśmy w system okazywało się, że nie ma ich na stacjach, bo wszystkie były w tym momencie używane.

Poza rowerami miejskimi które tworzyliśmy, były też systemy, którymi zarządzaliśmy. To dzięki nam na przełomie 2013 i 2014 r. liczba użytkowników w Krakowie skoczyła z 1,8 tys. do 36 tys. Według nas rower miejski powinien być przeznaczony przede wszystkim dla mieszkańców, a nie dla turystów. Dopiero gdy łączy centrum z "sypialniami", a nie koncentruje się w samym centrum, spełnia swoją rolę.

Prezes NextBike, waszego konkurenta, pytany o Veturilo, powiedział mi, że to system nieporównywalny skalą do żadnego innego w Polsce i wymagający szczególnej umiejętności zarządzania. Co pan na to?

Tak jak wspomniałem w ciągu roku mamy na koncie milion wypożyczeń. Z systemem krakowskim byłoby to dalsze 300 tys. Czas, w którym jesteśmy na rynku, wykorzystaliśmy bardzo sprawnie. Trudno też kwestionować doświadczenie Egisu, który działa na całym świecie w różnych branżach. Zarządza autostradami, parkingami, car-sharingiem i bike-sharingiem. A to się przekłada na nasze doświadczenie w zarządzaniu projektami.

Nie jesteśmy megalomanami, którzy patrzą wyłącznie na liczby. Czasami staramy się myśleć niestandardowo, aby system od początku był optymalny. Myślę, że dziś zarówno BikeU, jak i NextBike są wstanie uruchomić i zarządzać każdym systemem w Polsce. Dla nas zresztą, jako Egisu, bike-sharing jest jednym z elementów działalności, choć nie jedynym. Chcemy współpracować z miastami bardzo szeroko.

Dziś działa w Polsce ok. 20 systemów rowerowych. Gdzie roweru miejskiego brakuje?

Największe możliwości są na Śląsku. Warszawa jest dziś największym systemem, ale potencjał, który drzemie w całej aglomeracji śląskiej jest większy. To by było wyzwanie, by połączyć te wszystkie miasta. Warto pamiętać, że nie ma systemu doskonałego, zawsze może się znaleźć jeden użytkownik, któremu coś nie pasuje. Naszą rolą jest, by jak najbardziej się do tej doskonałości zbliżyć.

Jest sens tworzyć rower miejski w mniejszych miastach? Nie kilkusettysięcznych ale takich kilkudziesięciotysięcznych?

Rozwój polskiego rynku idzie w dobrym kierunku, bo taką usługę zamawiają przede wszystkim duże ośrodki miejskie. Ale w ten sposób stwarzają przestrzeń dla miast mniejszych. Rozbudowując system w Bydgoszczy, możemy zaproponować np. Białym Błotom, gdy one zechcą również takie rozwiązanie, system za mniejsze pieniądze, bo część rozwiązań już będziemy mieli. Miasta satelickie skorzystają na tym, że system powstaje w większej aglomeracji, bo niektórych kosztów nie musimy już ponosić. I to nie ma nawet znaczenia, czy będą to systemy połączone, czy nie, choć namawiamy, by takie systemy łączyć. Korzystają z tego przede wszystkim użytkownicy.