– Nie chodzi o to aby albo iść ramię w ramię z deweloperami, albo się z nimi kłócić. Nie możemy wpadać ze skrajności w skrajność. Chodzi o wypracowanie wspólnego modelu, gdzie koszty nie będą upubliczniane, a zyski prywatyzowane – zaapelował Artur Celiński z Kongresu Ruchów Miejskich.
– Np. w kanadyjskim Vancouver zyski się uspołeczniania. Deweloper, który chce dobudować piętra w budynku, a inaczej nic nie zbuduje, bo nie ma miejsca, więc musi rozwijać się wzwyż, jest zobowiązany, by zbudować obiekt użyteczności publicznej (park, szkołę) albo przekazać tereny na budownictwo społeczne. W efekcie, według szacunków, czasem aż 80 proc. zysków z inwestycji budowlanych, wraca do miasta – tłumaczył Celiński, podczas odbywającego się we Wrocławiu Kongresu Regionów. – Niesamowita, z naszego punktu widzenia, jest tez brzmi też ochrona panoramy. Deweloper nie dostanie pozwolenia na podwyższenie budynku jeśli... zasłoni góry – dodawał.
Celiński zwracał uwagę, że kłopoty polskich miast wynikają często z braku kontroli nad firmami czerpiącymi zyski z budowania mieszkań, ale uspołeczniającymi koszty. Dzieje się tak mimo, że są narzędzia, które mogą temu przeciwdziałać. Nie tylko na świecie, ale też w Polsce.
– W Wiedniu władze miasta pozwoliły na budowę wieżowca mieszkalnego na zasadzie umowy urbanistycznej. Deweloper przeznaczył kilkanaście procent mieszkań na takie z czynszem regulowanym i musiał zbudować szkołę. Umowa urbanistyczna to instytucja, która istnieje też w polskim prawie, ale nie jest wykorzystywana. Do dziś, ani razu – zaznaczył, dodając, że to dziwne.
W końcu i tak miasto musi się jakoś dogadać z deweloperem, choćby jeśli chodzi o otoczenie inwestycji. Tylko że rzadko robi to w transparentny sposób.
– Gdy zwracaliśmy uwagę jednemu z ministrów, że należałoby inaczej uregulować stosunki z deweloperami, odparł, że to branża generująca 5-6 proc. PKB i tym uciął rozmowę - wskazał Celiński.
– Warto pamiętać, że według rożnych badań, zaufanie do władz samorządowych deklaruje 65 proc. Polaków. To wspaniały punkt wyjścia. Z drugiej strony główna oś konfliktu w polskich miastach to władze i wielki biznes kontra mieszkańcy – przypomniał.
– A tu nie chodzi o to aby albo iść ramię w ramię z deweloperami, albo się z nimi kłócić. Nie możemy wpadać ze skrajności w skrajność. Chodzi o wypracowanie wspólnego modelu, gdzie koszty nie będą upubliczniane, a zyski prywatyzowane – zakończył.