Warszawa będzie się rozbudowywać

– W zeszłym roku wybudowano ok. 13 tys. nowych mieszkań. To więcej niż w Berlinie, gdzie powstaje ich po 2-3 tys. rocznie. Dla nas to trochę „memento”. Pokazuje co będzie jak rynek się nasyci. Ale do tego czasu jeszcze nam daleko – rzucił optymistycznie Kirejczyk, który był gościem konferencji (Za)mieszkam w Warszawie, podczas której omawiana jest przyszłość stolicy, głównie jeśli chodzi o jej rozwój mieszkaniowy.

Kirejczyk zwracał uwagę, że branża deweloperska powstała właściwie od zera. Działo się to inaczej niż w innych gałęziach gospodarki, w których po prostu prywatyzowano państwowe przedsiębiorstwa. I przez lata rozwijała się z kłopotami.

– Boom zaczął się w 1997 r. W 2002 r. zaczął się pierwszy kryzys, bo skończyły się ulgi na materiały budowlane. Od 2003 r. spółdzielnie zaczęły mieć coraz mniejszy udział w rynku, ale deweloperzy się rozwijali. W tym czasie znacznie staniały kredyty złotówkowe. W 2007 r. znowu mieliśmy boom kredytów - we w frankach szwajcarskich, ale w 2009 znów zaczął się kryzys. Okazało się, że deweloperzy przeżyli go dość dobrze – opisał pokrótce historię branży w Warszawie. – W latach 1995-2013 oddano tu do użytku 233 tys. mieszkań. Z tego 63 tys. mieszkania spółdzielcze i 143 tys. mieszkań wybudowanych przez deweloperów – tłumaczył.

Mieszkają na północy, pracują na Woli

Jakie problemy czekają rynek deweloperski w przyszłości? Według Kirejczyka złą tendencją jest niezrównoważenie powstających mieszkań oraz miejsc pracy. – Większość mieszkań powstaje w Wilanowie i w północnych częściach miasta, tymczasem powierzchnie biurowe są w 80 proc. budowanie w południowo-zachodniej części miasta. Nie ma dobrych połączeń między dzielnicami. Centrum miasta się starzeje. Wisła wciąż dzieli miasto. Ludzie cały czas uważają, że Praga nie jest najlepszym miejscem do życia – wyliczył i wspomniał, że w radzeniu sobie z tym problemem niezbędna jest współpraca deweloperów z miastem.

– Do 2025 r. powstanie w Warszawie jeszcze 170 tys. mieszkań, z czego 150 tys. wybudują deweloperzy. A według naszych wyliczeń w granicach miasta jest tyle miejsca, by spokojnie mieszkało tu nawet 3,5 mln ludzi – dodał.

Warszawa jak Nowy Jork

– Tak, zapotrzebowanie na mieszkania będzie rosło. Ale głównie jeśli chodzi o mieszkania na wynajem – stwierdził z kolei prof. Janusz Czapiński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Czapiński posługując się danymi z przygotowywanej przez siebie „Prognozy Społecznej” wyjaśnił dlaczego ludzie chcą mieszkać w stolicy i będzie ich przybywało.

– Warszawa absolutnie dominuje jeśli chodzi o ogólną jakość życia. To jedyne miasto od 2000 r. które zwiększyło liczbę ludności. W odniesieniu do całej Polski Warszawa jest jak Nowy Jork dla USA – tłumaczy.

Warszawiacy mieszkają u rodziców

– Nie tylko ludzie tu przyjeżdżają (Warszawa ma też największą dzietność), ale główny kanał wzrostu mieszkańców to właśnie młodzi ludzie z Mławy, Ciechanowa, Siedlec, itp., którzy przyjeżdżają to się uczyć. A gdy skończą, będą gryźć ziemię, by tu zostać. De facto liczba osób, które tu przyjeżdżają, jest trzy razy większa niż pokazują oficjalne statystyki – tłumaczy.

Wiceprezydent Jacek Wojciechowicz przyznał, że choć oficjalnie w Warszawie mieszka nieco ponad 1,7 mln osób, to tak naprawdę ratusz ocenia, że rzeczywista liczba znacząco przekracza dwa miliony.

– Ci ludzie nie mają po studiach pieniędzy na kupno mieszkania – tłumaczył Czapiński. – Dlatego tak bardzo będzie rósł popyt na mieszkania na wynajem. Warto też zauważyć, że Warszawa bije rekordy jeśli chodzi o „gniazdownictwo”. 54 proc. dorosłych mieszka razem z rodzicami. To też kandydaci na mieszkańców tego, co należałoby wybudować – dodał.