Przez warszawskie media przetoczyła się niedawno burza związana z likwidacją zielonych strzałek na skrzyżowaniach. Władze Warszawy zapewniają jednak, że nigdy nie było pomysłu usunięcia wszystkich takich strzałek. – To plotka medialna, każdy kolejny artykuł był coraz bardziej agresywny – wyjaśnia Łukasz Puchalski, szef ZDM-u. – Osobiście, jako kierowcy, nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja, w której na skrzyżowaniu z zieloną strzałką miałbym jakikolwiek konflikt z pieszymi – wtóruje wiceprezydent Jacek Wojciechowicz.
Zgodnie z pojawiającymi się doniesieniami w warszawskich mediach większość zielonych strzałek na skrzyżowaniach miałaby zostać zlikwidowana. – Powstała plotka medialna. W pierwszym artykule była mowa o trzech konkretnych przykładach. Każdy kolejny materiał był coraz bardziej agresywny i można było odnieść wrażenie, że ZDM zlikwiduje wszystkie zielone strzałki – mówi Łukasz Puchalski, szef Zarządu Dróg Miejskich. Jak dodaje, nigdy nie było takiego pomysłu. – Projekty były wykonywane indywidualnie tylko w miejscach, gdzie były zastrzeżenia do bezpieczeństwa np. cyklistów – wskazuje Puchalski.
Wiceprezydent Jacek Wojciechowicz podkreśla, że s
woją decyzją o wstrzymaniu likwidacji zielonych strzałek chciał przeciąć spekulacje co do działań ZDM-u. Jak przekonuje, zielone strzałki są bezpiecznym rozwiązaniem. – Problem zielonej strzałki został rozdmuchany. Osobiście, jako kierowcy, nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja, w której na skrzyżowaniu z zieloną strzałką miałbym jakikolwiek konflikt z pieszymi, którzy są prostopadle do toku mojej jazdy. To tak oczywiste – jeśli ktoś z tym ma problem, to niech najlepiej w ogóle nie wsiada do samochodu. Mamy znacznie więcej skrzyżowań, gdzie w ogóle nie ma sygnalizacji, a są pasy i ludzie przechodzą – podkreśla Jacek Wojciechowicz.
Jak podkreślają urzędnicy, znacznie bardziej niebezpieczna jest sytuacja, gdy kierowcy skręcają w prawo nie na zielonej strzałce, a na ogólnym zielonym – gdy piesi i rowerzyści poruszający się równolegle do jezdni również mają zielone. – Często dochodzi do niebezpiecznych zdarzeń, bo kierowca ma ograniczone pole widoczności – nie tak dobre, gdy ma pieszego przed swoim samochodem (jak w przypadku zielonej strzałki) – twierdzi Wojciechowicz. – Ostrożność musi być i po jednej, i po drugiej stronie – dodaje Puchalski.
Zdaniem wiceprezydenta wszystko i tak sprowadza się do kultury jazdy. – Staramy się
cywilizować ruch. Nigdy nie będzie idealnie, gdy mamy do czynienia z samochodami, intensywnym ruchem pieszym i rowerowym – przekonuje Jacek Wojciechowicz. – Samochód jest w całej przestrzeni najbardziej agresywnym środkiem lokomocji. Jednak pomimo tego, że budujemy ścieżki rowerowe, jest ich coraz więcej i tworzą spójny system, to dalej jest sporo pieszych, którzy mają pretensje do pewnej grupy rowerzystów, którzy jeździ agresywnie po tych ścieżkach. To wszystko zależy więc trochę od nas, od kultury poruszania się – twierdzi wiceprezydent.