Ostatnimi czasy w Łodzi pojawiła się idea stosowania progów zwalniających na drogach rowerowych. Jest nietrafiona.
Jak informuje
Dziennik Łódzki, pomysł wypłynął od Krzysztofa Komorowskiego. Zdaniem łódzkiego logistyka, zastosowanie fizycznych elementów uspokojenia ruchu na drogach rowerowych poprawi sytuację pieszych, kierowców oraz samych rowerzystów. Niestety, propozycja przeniesienia żywcem rozwiązań infrastrukturalnych przeznaczonych dla ruchu samochodowego na trasy uczęszczane przez cyklistów stanowi przykład źle rozumianej poprawy bezpieczeństwa. Z co najmniej kilku powodów.
1) Różnica komfortuProgi zwalniające w zupełnie inny sposób działają na rowery, a zupełnie inaczej - na samochody. Wynika to z diametralnie różnych konstrukcji obu pojazdów. Rower jest lekki i sztywny, a ciężar ciała osoby jadącej spoczywa na niewielkiej powierzchni (głównie na siodełku). Cyklista przejeżdżający przez próg odczuwa dyskomfort nieporównywalnie większy od tego, jakiego doświadcza pokonujący tę samą przeszkodę kierowca siedzący w wygodnym fotelu cięższego oraz znacznie lepiej amortyzowanego auta.
Co więcej – cyklista, w odróżnieniu od kierującego samochodem, na przemieszczanie musi zużywać własną energię. Przejechanie przez próg pojazdem silnikowym wymaga wciśnięcia pedału hamulca oraz dodania gazu. W przypadku rowerzysty pokonanie garbu wiąże się z dodatkowym wydatkiem energetycznym, bowiem po wyhamowaniu i pokonaniu wyniesienia rower należy ponownie rozpędzić siłą mięśni.
Rozwiązanie w formie zaproponowanej przez Krzysztofa Komorowskiego (trzy garbki o wysokości 10 cm i szerokości 15 cm umiejscowione w odległości 1,2 m od siebie) stanowić będzie uciążliwą przeszkodę skutecznie zniechęcającą do korzystania z dwóch kółek.
2) Potencjalne pogorszenie bezpieczeństwaChociaż progi zwalniające na drogach rowerowych mają w zamyśle poprawiać bezpieczeństwo, mogą – paradoksalnie – stać się zagrożeniem. Ponownie kłaniają się różnice w masie i konstrukcji samochodów i rowerów. W przypadku tego pierwszego, gwałtowne najechanie na próg kończy się co najwyżej silnym wstrząsem. W przypadku drugiego może zaskutkować wybiciem kierownicy z rąk/poślizgiem na przeszkodzie, utratą sterowności oraz – w efekcie – bolesnym upadkiem. O podobne sytuacje szczególnie łatwo w okresie zimowym, kiedy garby w jezdni byłyby ukryte pod warstwą śniegu (większość dróg rowerowych w miastach nie jest odśnieżana).
3) Różnice energii kinetycznej pojazdówW dywagacji nad bezsensownością łódzkiego pomysłu nie sposób pominąć również odmiennych skutków kolizji pieszych z rowerzystami oraz pieszych z samochodami. Progi spowalniające na jezdniach stosuje się w celu uchronienia niezmotoryzowanych przed poważnymi obrażeniami, jakich doznają przy zdarzeniach z ciężkimi i dysponującymi znaczną energią kinetyczną autami. Uspokojenie ruchu w przypadku pojazdów silnikowych ma sens, ponieważ mogą bez trudu pozbawić pieszego życia. Tymczasem energia kinetyczna jadącego rowerzysty jest na tyle mała, że szansa na zabicie osoby idącej pieszo przez rower jest porównywalna do wygranej w totolotka.
4) Niesłuszna dysproporcja oczekiwań wobec rowerzystów i kierowcówJeden z argumentów podanych przez Krzysztofa Komorowskiego brzmi: progi zwalniające przed przejazdami rowerowymi zapobiegną wjeżdżaniu rowerzystów przed maski aut. Skąd chęć utrudniania ruchu rowerowego nawet w sytuacjach, gdy to kierowca zobowiązany jest zachować szczególną ostrożność i przepuścić cyklistę? W znacznej części przypadków pierwszeństwo przed nadjeżdżającymi samochodami będą mieli wjeżdżający na przejazd rowerzyści. Dlaczego właśnie wobec nich łódzki logistyk chce stosować fizyczne szykany? Czy nie wpływa to demoralizująco na kierowców, dając jasny sygnał o wyższości drogowego prawa dżungli nad prawem stanowionym?
Rozwiązania infrastrukturalne stosowane wobec samochodów wcale nie muszą się sprawdzać (i w omawianym przypadku na pewno się nie sprawdzą) wobec rowerów. To, co ma rację bytu na jezdni, na drodze rowerowej może stanowić niebezpieczne i zbyteczne utrudnienie. Propozycje z Łodzi są chybione. Należy traktować je raczej jako ciekowostkę lub formę złośliwego żartu, bowiem stosowania progów na trasach dla cyklistów nie dopuszczają nawet przepisy.