Przez kilkanaście dni nie jeździły autobusy i tramwaje MZK Bydgoszcz w związku z protestem pracowników, którzy walczyli o podwyżki. – Strajkiem zaszkodziliśmy sobie. Postulat o podwyżce mógł zostać osiągnięty w drodze legalnego sporu. Na pewno nowy zarząd będzie musiał podjąć działania restrukturyzacyjne – komentuje Andrzej Wadyński, ustępujący prezes MZK.
Strajk – określany przez zarząd spółki i miasto mianem nielegalnego –
rozpoczął się 24 czerwca. Autobusy i tramwaje miejskiego przewoźnika nie jeździły przez 14 dni. W efekcie protestu pracownicy wywalczyli jednak 350 zł podwyżki na etat, począwszy od 1 lipca.
Cała sytuacja – jak komentuje prezes MZK – na dłuższą metę będzie stanowiła dla spółki wyzwanie. – Trwają jeszcze szczegółowe wyliczenia związane z nielegalnym strajkiem. Już dziś, szacunkowo można stwierdzić, że oszczędności będą mniejsze niż ubytek przychodów. Sytuacja spółki uległa pogorszeniu. Na pewno nowy zarząd będzie musiał podjąć działania restrukturyzacyjne. Ze względu na złożoną rezygnację, nie chciałbym wskazywać na żaden kierunek – mówi prezes zarządu MZK Andrzej Wadyński.
Jak wylicza MZK, brak przychodów w związku z niezrealizowaną usługą przewozową to 417 tys. zł na dobę, czyli łącznie ok. 5,8 mln zł. Dodatkowa kara za nielegalny protest, zgodnie z umową przewozową, sięgać może ok. 50% niezrealizowanych przychodów, czyli ok. 2,4 mln zł. Jedyna „oszczędność” to brak zakupu oleju napędowego i brak wypłat dla części protestujących pracowników (strajkowali jedynie kierowcy i motorniczowie, pozostali pracownicy wykonywali obowiązki służbowe i otrzymają wynagrodzenie). Nie będą też wypłacone premie w związku z niezrealizowanymi wozokilometrami.
– Spółka, co wielokrotnie wybrzmiewało w trakcie strajku, ma faktycznie charakter pracowniczy. Właściciel – miasto nie oczekuje od nas zysków. Strajkiem zaszkodziliśmy sobie. Postulat artykułowany przez związki zawodowe – o podwyżce w wysokości 350 zł – mógł zostać osiągnięty w drodze legalnego sporu. Utrata wizerunku rzetelnego, przewidywalnego przewoźnika, pozbawienie z dnia na dzień pasażerów, w tym gmin ościennych korzystających z linii międzygminnych możliwości dojazdu do pracy lub innych zajęć – to według mojej oceny największa strata dla spółki. Stawia ona nas w trudnej sytuacji przy negocjowaniu nowej umowy przewozowej autobusowej na kolejne 9 lat. Spółka stała się największym przegranym wydarzeń – przedsiębiorstwo wraz z pracownikami – dodaje Wadyński.
Prezes MZK przedstawił też kalendarium strajku z perspektywy zarządu. W połowie grudnia wpłynęło pismo obu organizacji związkowych, które domagały się wzrostu wynagrodzenia o 210 zł (tj. o wzrost płacy minimalnej) od stycznia, a od maja – kolejnej podwyżki o wysokość wskaźnika przeciętnego wynagrodzenia wg GUS. Pierwszy postulat został zrealizowany w kwietniu 2022 r. – z wyrównaniem od początku roku.
W II kwartale tego roku związki skierowały kolejne pismo – z pilnym oczekiwaniem realizacji drugiej transzy wzrostu wynagrodzeń o 350 zł. Na spotkaniu z radą nadzorczą wyraziły chęć spotkania z władzami miasta. Pod koniec maja zarząd przesłał do magistratu zaktualizowane projekcje finansowe spółki z uwzględnieniem skokowych wzrostów cen paliw i inflacji, które zostały uszczegółowione w połowie czerwca.
Z kolei 21 czerwca odbyło się spotkanie przewodniczących związków z zarządem spółki na temat wypłaty drugiej transzy podwyżek. Jak przekazuje zarząd MZK, ustalono ustnie, że związki poczekają na decyzję do końca czerwca i po tym terminie zdecydują o dalszych krokach. Kolejnego dnia przewodniczący jednego ze związków miał jednak przekazać sygnały o przygotowaniach do pracowniczego protestu. Autobusy i tramwaje nie wyjechały na ulice 24 czerwca. Połączenia realizowane przez MZK
wróciły 8 lipca.