Radni Minneapolis zaproponowali zaostrzenie przepisów dotyczących budowy drive-throughs w mieście, choć w na niektórych przedmieściach już zakazano korzystania z tej formy sprzedaży. Powstał spór, w którym na jednej szali kładzie się bezpieczeństwo pieszych i rowerzystów, a na drugiej głodne kobiety i dzieci.
„Kobieta jadąca późnym wieczorem do domu, głodna, która może kupić coś do jedzenia w bezpiecznym wnętrzu samochodu. Młody ojciec, który może zrealizować receptę dla chorego dziecka śpiącego na tylnym siedzeniu bez budzenia go i bez narażenia na zarażenie innych osób w aptece. No i w końcu, czy ktokolwiek lubi chodzić do bankomatu w zimną, zimową noc i narażać się na wiatr, czekając na pieniądze?”
Powyższy cytat to fragment
zeszłotygodniowego redaktorskiego komentarza ze „Star Tribune”, największego dziennika w Minnesocie. Szefostwo gazety z półtorawieczną tradycją uznało, że warto bronić w ten sposób możliwości sprzedaży hamburgerów. Zareagowali, bo radni uznali, że to groźne dla bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Samochodem po receptęDrive-throughs to znane także u nas formy obsługi klienta, polegające na tym, że żeby coś załatwić nie musi on w ogóle wysiadać z samochodu, a tylko podjeżdża pod okienko. Nad Wisłą w ten sposób można kupić jedzenie w McDonaldsie (to zresztą ta firma po raz pierwszy, jeszcze w latach 70-tych, otworzyła pierwsze okna dla kierowców) lub zapłacić za wjazd na autostradę. W USA drive-throughs jest więcej. W ten sposób działają nie tylko fast-foody, ale też apteki, banki i szereg innych punktów użyteczności publicznej. A to oznacza, ze często rejon przeznaczony głównie dla pieszych jest poprzecinany rozmaitymi dojazdami do okienek. A to z kolei rodzi konflikty na drodze.
– Zmniejszyć liczbę wypadków na drodze można głównie dzięki konsolidacji tras dla samochodów – twierdzi specjalista ds. projektowania przestrzeni miejskiej z Florida Atlantic University, Eric Dumbaugh. Oznacza to ograniczenie dodatkowych miejsc, w których w przestrzeń dla pieszych i rowerzystów wpuszcza się samochody. Stanowy departament transportu w Minnesocie dysponuje zresztą statystykami, które wskazują na dość oczywisty fakt. Tam gdzie gęstość tras dla samochodów jest większa, ma miejsce więcej wypadków.
To tylko pozornie kłóci się z powtarzanym często przez miejskich aktywistów argumentem za wpuszczaniem rowerzystów na drogi (kierowcy, którzy będą zmuszeni do dzielenia ulicy z rowerzystami, nauczą się tego, że nie są jedynymi korzystającymi z drogi, co poprawi bezpieczeństwo tych drugich). Dumbaugh przekonuje, że właśnie mieszać kierowców z innymi użytkownikami dróg nie należy. Na pierwszy rzut oka – sprzeczność. Tylko, że o ile pierwsza praktyka dotyczy zachęcenia do współdzielenia miejsca, do tej pory uznawanego za przestrzeń wyłącznie samochodową, o tyle druga przestrzega przed działaniem odwrotnym, czyli wpuszczaniem aut tam, gdzie właściwie nie powinno ich być. W końcu okienko apteki to miejsce dla pieszego, a nie dla kierowcy. A konieczność wyznaczenia do niego dojazdu odbiera pieszym kawał przestrzeni.
Ekspert przekonuje, że drive-throughs są szczególnie niebezpieczne. Kierowca nie tylko jest skłony wykonywać reakcje automatycznie, to jeszcze jest skupiony na tym co się dzieje z boku jego toru jazdy (okienko), traci przy tym skupienie na tym, co się dzieje przed maską.
Piesi do parku!Dziennikarze „Star Tribune” wskazują że pomysł radnych to przesada, a piesi chodząc po mieście i tak wielokrotnie muszą się rozglądać w lewo i w prawo, choćby po to by nie wpaść… na rowerzystę i konieczność zwracania uwagi, co się dzieje dookoła nich nie jest jakimś wyjątkowym nękaniem. „Jeśli marzy wam się spacerowanie jak we śnie, ze słuchawkami na uszach, bliskie medytacji – znajdźcie sobie ścieżkę w parku” – przekonują.
Dziennikarze serwisu CityLab,
którzy również opisali całą sprawę, ripostują z kolei, że nawet jeśli ograniczenie (bo nie chodzi o zakaz, a o ograniczenie możliwości tworzenia drive-through w przypadku nowych inwestycji) uznamy za zamach na swobodę wszystkich śpieszących się, głodnych, starszych, obciążonych stadem dzieci i zwyczajnie leniwych mieszkańców Minneapolis, to chodzenie „jest dokładnie tym, co robili wszyscy w mrocznych czasach przed latami 70-tymi, gdy McDonald's wymyślił okienka dla kierowców”.