– Europa już dawno zorientowała się, że parking jest towarem, za który trzeba zapłacić. Pytanie tylko, czy zapłacą za niego kierowcy, otrzymując jednocześnie pełnowartościowy produkt, czy też zrzuci się na to solidarnie całe społeczeństwo, a efekt będzie dokładnie taki jak obecnie. Nigdzie indziej w UE opłaty parkingowe nie są regulowane przez władze centralne. Pora więc z tym skończyć także w Polsce. A o 100 miejscach parkingowych na warszawskiej Ochocie zapomnijmy. Tylko ktoś kto nie ma najmniejszego pojęcia na temat miejskiej mobilności może wierzyć, że na dłuższą metę rozwiąże to jakikolwiek problem – pisze dla portalu transport-publiczny.pl Maciej Mosiej, prezes Polskiej Organizacji Branży Parkingowej.
W poniedziałkowej „Gazecie Stołecznej”
ukazał się felieton Jana Mencwela, prezesa warszawskiego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, w którym piętnowany był plan radnych dzielnicy Ochota. Wpadli oni bowiem na
pomysł stworzenia stu nowych miejsc parkingowych na stulecie niepodległości. Mencwel celnie punktuje brak konsekwencji polskich władz, które od lat wyłączają parkingi z zakresu działania normalnych praw rynkowych, które objęły jednak takie obszary jak np. szkolne stołówki czy transport zbiorowy. W Polsce parkingi są regularnie dotowane ze środków publicznych, zupełnie tak jakby spełniały jakąś istotną misję społeczną, porównywalną chociażby ze służbą zdrowia. I to wszystko w sytuacji, gdy miejsca parkingowe są towarem deficytowym, a kierowcy w ich poszukiwaniu spalają paliwo warte miliony złotych.
To czego zabrakło w tekście szefa MJN, to odwołanie do doświadczeń zagranicznych. Łatwo bowiem machnąć ręką na argumenty „jakiegoś miejskiego aktywisty”, gdy nie zna się szerszego kontekstu całego zjawiska. A fakty są takie, że z naszą polityką parkingową jesteśmy absolutnym ewenementem w skali Europy. Weźmy dla przykładu takie Monachium, stolicę Bawarii i miejsce pracy najsłynniejszego polskiego sportowca Roberta Lewandowskiego. W strefie śródmiejskiej godzina parkowania do godz. 19:00 kosztuje tam 2,50 euro czyli ponad 10 zł. A mimo to po 2 godzinach postoju mamy obowiązek auto przestawić. Po 19:00 nie musimy już auta przestawiać, ale i tak koszt postoju wyniesie nas 1 euro za godzinę. Przypomnijmy, że w Polsce opłaty mogą być pobierane tylko do godz. 18:00, co regulowane jest za pomocą sejmowej ustawy.
Ktoś mógłby jednak podnieść w tej chwili kwestię dysproporcji zarobkowych pomiędzy Niemcami a Polską. I faktycznie, kiedy pojedziemy do Wilna, to za postój w centralnej strefie zapłacimy już tylko 0,50 euro (czyli nieco ponad 2 zł)… ale za 12 minut. Godzina postoju też jest więc bez porównania droższa niż w Warszawie. Jadąc dalej na wschód, dotrzemy do Tallina, gdzie opłaty parkingowe w najbardziej obleganych miejscach sięgają 0,10 euro za minutę, czyli 25 zł za godzinę! Abonament dla mieszkańca to zaś 500 zł rocznie, a nie 30 zł jak ma to miejsce w Warszawie.
Przykłady można zresztą mnożyć: Holandia, Francja, Dania, Wielka Brytania… Europa już dawno zorientowała się, że parking jest towarem za który trzeba zapłacić. Pytanie tylko czy zapłacą za niego kierowcy otrzymując jednocześnie pełnowartościowy produkt, czy też zrzuci się na to solidarnie całe społeczeństwo, a efekt będzie dokładnie taki jak obecnie. Nigdzie indziej w UE opłaty parkingowe nie są regulowane przez władze centralne. Pora więc z tym skończyć także w Polsce. A o 100 miejscach parkingowych na warszawskiej Ochocie zapomnijmy. Tylko ktoś kto nie ma najmniejszego pojęcia na temat miejskiej mobilności może wierzyć, że na dłuższą metę rozwiąże to jakikolwiek problem.
Maciej Mosiej, Prezes Zarządu, Polska Organizacja Branży Parkingowej