– Często w moich rozmowach powracał wątek, potwierdzany w badaniach, że kierowcy w ogóle nie widzą rowerzystów. Nie spodziewają się ich. Co najwyżej pieszego na pasach i to wszystko z „niezwykłych” zdarzeń na jakie są przygotowani – mówi Magdalena Stopa*, autorka książki „My. Rowerzyści z Warszawy”.
Jakub Dybalski: Czy między rowerzystami a kierowcami istnieje mur? Mocno się nie lubią?Magdalena Stopa: Kilka razy rzeczywiście zetknęłam się z ostrymi opiniami, ale nie jest to powszechne. Po prostu jeśli ktoś jeździ rowerem codziennie i to przez cztery pory roku, może mieć z kierowcami wiele problemów i nastroje mogą się radykalizować. Wielu moich rozmówców przeżyło wypadki na drodze. Z drugiej strony niejeden wolałby nie antagonizować. Wręcz przeciwnie. Takim przykładem jest Zmiana Organizacji Ruchu, która organizuje spotkania rowerzystów, które nie szkodzą ruchowi samochodowemu.
Co ze strony kierowców najbardziej przeszkadza rowerzystom?– Często w moich rozmowach powracał wątek, potwierdzany w badaniach, że kierowcy w ogóle nie widzą rowerzystów. Dlaczego? Bo w ogóle nie spodziewają się ich na jezdni. Spodziewają się pieszego na pasach i to wszystko z „niezwykłych” zdarzeń na jakie są przygotowani. Skoro go nie widzą, to jak mogą zachować się wobec niego w porządku. Po drugie kierowcy nie traktują rowerzystów jak pełnoprawnych uczestników ruchu. W tym wypadku pojawienie się Veturilo może skokowo poprawić sytuację. Jeśli coś jest oficjalne, odgórne, wspierane przez miasto, ma silniejszą pozycję na drodze i łatwiej przebija się do świadomości.
37 proc. warszawskich rowerzystów ma prawo jazdy, więc pewnie też są kierowcami…– Moim zdaniem to stosunkowo niedużo. Więcej niż połowa, i to dużo więcej, to nie są kierowcy.
Na zachodzie Europy kultura między kierowcami a rowerzystami stoi na wyższym poziomie?– Mam doświadczenia z Holandii. Różnica jest zasadnicza. Ale mam wrażenie, że powód jest prosty. U nas poziom agresji jest wyższy w całym społeczeństwie. Żyjemy w pośpiechu, jesteśmy zestresowani, bardziej sfrustrowani niż społeczeństwa zachodniej Europy – bardziej zamożne, żyjące w większym poczuciu bezpieczeństwa, m.in. socjalnego. Niemiła ekspedientka, czy obsługa jeszcze dwadzieścia lat temu były w Polsce normą. Znaczenie ma też to, że obecność rowerzystów na jezdni jest czymś nowym. Gdy jeździłam rowerem jeszcze w latach 80–tych, to była po prostu ekstrawagancja. Spotykałam się ze zdziwieniem otoczenia. W latach 90–tych, gdy przez kilka lat jeździłam do pracy rowerem z Mokotowa na Grochów, to na trasie nie było metra ścieżki. Przeważnie jeździłam po chodniku, bo po jezdni się bałam.
Teraz po jezdni w Warszawie jeździ się bezpiecznie?– Nie. Zresztą badania poczucia bezpieczeństwa przez rowerzystów też pokazują, że ponad połowa ma podobne zdanie. Większość moich rozmówców jest po wypadku na jezdni spowodowanym przez kierowców. Choć przyznam, że to bezpieczeństwo się poprawia. Sprawy idą we właściwym kierunku, choć bardzo powoli. Veturilo jest momentem przełomowym, ale poprawi niewiele, jeśli nie poprawi się struktura dróg. Rowerzystów przybywa, ale to nie wystarczy, by byli bezpieczniejsi.
* - Magdalena Stopa jest historykiem sztuki, dziennikarką i autorką książek o Warszawie. W 2011 r. otrzymała Nagrodę Literacką m.st. Warszawy. „My. Rowerzyści z Warszawy” to kilkanaście historii opartych na rozmowach autorki z cyklistami, które składają się na historię roweru w mieście, od momentu gdy w 1866 r. na drewniany trójkołowiec własnej produkcji wsiadł Edmund Perl.