– Nie może być tak, że czasowy bilet, nie z winy pasażera, będzie nieważny. Jak ktoś kupuje bilet to kieruje się rozkładem, a nie przewiduje ile autobus będzie stał w korku – skomentował kłopot stołecznych pasażerów wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz.
Sprawę w czwartek
opisał stołeczny dodatek do Gazety Wyborczej. Z powodu remontu na pl. Wileńskim przez dwa dni autobusy jadące w jego kierunku z Targówka stały w dużych korkach. Część drogi, którą zwykle pokonują w niecałe 10 minut, zajmowała im ok. 25 minut. Kilka dni temu pasażerom trafiła się kontrola.
Kontroler sprawdzający bilety zebrał spore żniwo, bo pasażerowie przyzwyczajeni do jeżdżenie na tej trasie z biletem 20–minutowym masowo byli łapani na tym, że bilet kilka minut wcześniej im się skończył. Po kilkuminutowej kłótni kontroler jednak machnął ręką i mandatów nie wypisał. Ale już w innym przypadku, opisywanym przez „Gazetę” pasażer jadący inną trasą mandat otrzymał. Jak tłumaczył zgodnie z rozkładem powinien jechać 17 minut, ale autobus pięć minut stracił stojąc w korku.
– Nie może być tak, że czasowy bilet, nie z winy pasażera, będzie nieważny. I tu nie chodzi tylko o bilety 20–minutowe, ale wszystkie czasowe – tłumaczy Jacek Wojciechowicz, poproszony o komentarz do tej sprawy. – Jak ktoś kupuje bilet to kieruje się rozkładem, a nie przewiduje ile autobus będzie stał w korku. Jeśli nasze procedury postępowania w takich przypadkach nie przewidują takiej sytuacji, to musimy się im przyjrzeć i w miarę potrzeby zmienić – dodaje.
Niedawno Warszawa de facto zrezygnowała z biletów jednorazowych, obowiązujące do tej pory bilety 40–to i 60–minutowe, zastępując biletem którego ważność trwa 75 minut, ale można się z nim dowolnie przesiadać. Bilet 20–minutowy, tańszy niż zwykły (kosztuje 3,4 zł, 75–minutowy – 4,4 zł), jest bardzo popularny, jako coś co umożliwia podjechanie kilka przystanków autobusem lub tramwajem. W przeciwieństwie do zwykłego biletu, obowiązuje zarówno w I jak i w II strefie biletowej, jest więc przydatny jeśli ktoś chce podjechać do strefy, w której obowiązuje jego bilet miesięczny.
Gazeta Stołeczna w komentarzu wskazuje na przykład Krakowa. Tam praktyka działania kontrolerów to odstępowanie od wypisywania mandatów, jeśli czas jazdy przekroczył ten dopuszczalny na bilecie o kilka minut. Tam gdzie z różnych powodów tworzą się niespodziewane korki w ogóle nie robi się kontroli.
Co mają zrobić pasażerowie, którym zdarzył się taki mandat? ZTM tłumaczy, że każda skarga jest rozpatrywana indywidualnie i nie wskazuje okoliczności w jakich mandat mógłby być anulowany.
– Musimy się trzymać tego co mamy w regulaminach – odpowiada Wojciechowicz pytany, czy w tej sytuacji warszawscy pasażerowie mogą liczyć na pozytywne rozpatrzenie ewentualnego odwołania. – Na pewno zwrócimy uwagę jak możemy postąpić. Ale na pewno ci, którzy nie ze swojej winy znaleźli się w takiej sytuacji mogą składać odwołania i w miarę możliwości będziemy je uwzględniali – tłumaczy.