Nie ma chyba bardziej zwariowanego ruchu ulicznego niż ten w Teheranie. I niewiele jest pewnie miast, które tak bardzo byłyby ratowane przed zakorkowaniem przez metro.
Sobotni poranek – dzień po weekendzie, bo dniem wolnym od pracy jest piątek – zaczyna się wcześnie. Jeśli macie nieszczęście mieszkać przy ulicy, to nie potrzebujecie budzika. Klaksony, warknięcia silników i krzyki kierowców zbudzą was dużo skuteczniej.
Miasto samochodówW dwunastomilionowej stolicy Iranu oficjalnie jest 700 tys. samochodów. Tak naprawdę ich liczba według szacunków sięga czterech milionów. Przez to Teheran jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast świata. Nie ilość ma tu jednak decydujące znaczenie, a jakość. Przeciętne stołeczne auto ma kilkanaście lat. Sankcje powodują, że samochody z Francji czy Japonii to rzadkość, amerykańskich brak. Na ulicach panują głównie auta produkowane przez rodzime firmy – Iran Khodro i Saipa. Normy emisji spalin? Zapomnijcie.
Jeśli dodać do tego liczne fabryki umieszczone na obrzeżach miasta i masyw Elbrusu, który od północy skutecznie zatrzymuje dopływ świeżego powietrza znad Morza Kaspijskiego, mamy do czynienia z gigantyczną niecką, w której – według władz miasta – codziennie średnio 27 osób umiera z powodu chorób związanych z niską jakością powietrza.
System transportu publicznego w Teheranie ma być odpowiedzią na to zagrożenie, ale walka nie jest łatwa. Stolica Iranu ma cztery działające linie metra (piątą w budowie), połączone z prowadzącą do zachodnich przedmieść linią podmiejskiej kolei. Podziemna kolejka jeździ od 2000 r. i codziennie przewozi 2 mln pasażerów. W godzinach szczytu pociągi kursują co 2–3 minuty, choć już późnym popołudniem czas oczekiwania na metro to czasem więcej niż kwadrans.
fot. Jakub DybalskiMetro jest jednak przede wszystkim wygodne i tanie. Przeciętna pensja w Iranie to mniej więcej połowa średniej polskiej, ale bilet, dzięki któremu można dowolnie przesiadać się w granicach metra, kosztuje ledwie 5 tys. riali, czyli ok. 50 gr. Seniorzy jeżdżą za darmo. Pierwszy i ostatni wagon (często również środkowa część składu, a także specjalnie oznaczone krzesełka na stacjach) przeznaczone są wyłącznie dla kobiet, choć nic nie stoi na przeszkodzie, by korzystały z pozostałej części pociągu. Tak naprawdę wsiadają tam, gdzie chcą.
To nie wszystko. „Drugim metrem” jest teherański system Bus Rapid Transit (1,8 mln pasażerów dziennie), składający się z trzech linii. To bardzo klasyczny system z osobnymi przystankami, wydzielonymi pasami ruchu, często poprowadzonymi przeciwnie do znajdującej się obok jezdni. Robi wrażenie, bo miasto jest tak gęsto zabudowane, że znalezienie miejsca na nowy pas wydaje się być niemożliwe. A jednak BRT wytyczono, przejeżdża przez centralne dzielnice i zdecydowanie spełnia swoją funkcję.
Ruchomy korekMiasto jest jednak na tyle rozległe, że czasem jesteśmy skazani na samochód, a zwykle na walkę z samochodami z pozycji pieszego. Kto po raz pierwszy trafi na teherańską ulicę, poczuje się jak w innym świecie. Przejścia dla pieszych? Bywają. Są raczej traktowane jak ciekawy folklor, albo graffiti na jezdni. Światła? Bywają. Przeważnie nawet w środku dnia migają na żółto. Tylko na największych skrzyżowaniach, połączone z licznikami czasu, działają w miarę stale. Policja drogowa? Bywa. Na środku jezdni policjant kierujący ruchem większość czasu poświęca na unikniecie przejechania. Na chodniku większość czasu schodzi mu na wykłócaniu się z kierowcą (i kilkoma jego znajomymi) o mandat za niewłaściwe parkowanie, który właśnie wypisał.
fot. Jakub DybalskiPieszy jest więc zdany na siebie i przez jezdnię przechodzi gdzie chce i kiedy chce, szukając dziur w rzece przejeżdżających samochodów. Wymaga to istotnej oceny odległości i umiejętności przewidywania, jak formacja samochodów znajdująca się kilkadziesiąt metrów dalej, będzie wyglądała za kilka sekund. Nie liczcie na to, że ktokolwiek się zatrzyma. Kierowca widząc pieszego, będzie się starał go objechać. Jeśli więc widzicie, że samochód skręca, by minąć was z tyłu, a nie z przodu, to dobrze. To zachęta by zrobić krok naprzód.
Bez odrobiny odwagi pieszy nie przejdzie nawet jednego skrzyżowania, a te w Teheranie często mają po 3–4 pasy w jedną stronę. „Pasy ruchu” to zresztą pojęcie umowne, podobnie jak „sznur samochodów”. Na jezdni trwa ciągła walka o miejsce, wieczne wymijanie się samochodów, a nawet zawracanie na środku, gdy jest taka potrzeba. Obok jest pas BRT (w przeciwną stronę), po którym żaden autobus akurat nie jedzie? To śmigamy. Jak nadjedzie autobus, to się mu ustąpi.
Najbardziej niezwykłe są teherańskie korki. Są ruchome. Poruszają się wolno, ale się poruszają. Choć to niewiarygodne, to ruch jest płynny. Naprawdę rzadko samochody przystają, a jeśli już, to tylko na chwilę. Na wielu ulicach w centrum miasta wymalowane na jezdni ograniczenie zakazuje przekraczania 50 km/h. Zwykle rzadko kiedy którykolwiek kierowca taką prędkość osiąga. Ale w każdym momencie porusza się do przodu. Teheran w godzinach szczytu jest łatwiejszy do przejechania niż Warszawa.
Brzmi groźnie? Tylko do momentu, gdy zrozumie się jak funkcjonuje ruch uliczny i nabierze przekonania, że tak naprawdę, żaden samochód cię nie przejedzie, bo kierowca zwykle zauważy cię dużo wcześniej, niż ty jego. Jeśli pieszy powstrzyma się od gwałtownych, nieprzewidywalnych ruchów, uskakiwania nie wiadomo gdzie, i będzie uważny, jest bezpieczny.
Wystarczy spędzić w mieście kilka dni, by docenić kierowców, którzy na pierwszy rzut oka gnają bezmyślnie przed siebie, ale po drugim i trzecim rzucie widać, jak świetnie radzą sobie za kółkiem. Żaden z taksówkarzy, z którymi jechałem, nawet na moment nie stracił orientacji. W każdej chwili wiedział co się dzieje przed nim, za nim i po bokach. Z wyprzedzeniem wiedział, co za chwilę zrobi, gdzie będzie luka, w którą można wjechać. Otartej karoserii jest sporo (kto by się przejmował kilkunastoletnią Sabą), choć na dobrą sprawę, żadnej kolizji na żywo nie widziałem. I trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś pędziłby „siedemdziesiątką” przez miasto, rozmawiał przez telefon i zerkał na jezdnię od czasu do czasu. Oni nawet rozmawiając przez telefon i jednocześnie z pasażerami na tylnym siedzeniu, całkowicie kontrolują to, co przed nimi.
Nawet po wypadku nie będzie źleJeśli więc planujecie w najbliższym czasie wyjazd do Iranu, to poniżej kilka rad, które wam się przydadzą. Samochód zostawcie w domu (jeśli z jakiegoś powodu rozważaliście zabranie go ze sobą). Nie tylko dlatego, że w Iranie niezbędne jest międzynarodowe prawo jazdy, co nie jest dużym kłopotem, ale jednak to konieczność odwiedzenia urzędu, ale przede wszystkim dlatego, że teherańskim kierowcom raczej nie dostajecie do pięt. Chodząc po ulicach nie bójcie się, pod warunkiem, że będziecie mieli oczy dookoła głowy. Słuchawki na uszach i kaptur na głowie, to nienajlepszy pomysł.
Wreszcie, jeśli już zdarzy się coś nieprzewidzianego, może nie będzie źle. Przewodnik Looney Planet opisuje historię sprzed dwóch lat, gdy pewien Nowozelandczyk zagapił się na ulicy i z połamanymi nogami trafił do szpitala. Wielotygodniowe leczenie sfinansował mu rząd irański. Urzędnicy pomogli też wywalczyć odszkodowanie od kierowcy. Miło trafić do gościnnego kraju.