Boston planuje ograniczyć od września kursowanie autobusów szkolnych. W zamian siódmo– i ósmoklasiści dostaną od miasta karty miejskie i na lekcje mają dojeżdżać metrem i autobusami. Tylko że akurat w Bostonie reforma ma szczególny wymiar, bo szkolny autobus jest tam symbolem walki ze społecznymi nierównościami.
Według wstępnych szacunków autobus szkolny na transport publiczny ma od nowego roku szkolnego zamienić ok. 4,5 tys. dwunasto– i trzynastolatków. Dostaną bilet miesięczny. Propozycje musi jeszcze zatwierdzić rada miejska, ale już teraz wielu radnych nie ukrywa wątpliwości. Duże wątpliwości mają też rodzice, którzy boją się o bezpieczeństwo dzieci.
Plany nie zakładają zwiększenia ilości kursów metra i autobusów, więc w niektórych komentarzach wspomina się też o większym tłoku w szczytach porannym i popołudniowym. Ale głównym tematem są zagrożenia. W lokalnych mediach przypomina się przypadek sprzed dwóch lat, gdy w miejskim autobusie w pobliżu jednej z bibliotek pewien dwudziestolatek został śmiertelnie pchnięty nożem. Rodzice obawiają się przemocy i napastowania. W uspokojeniu nastrojów nie pomagają opowieści samych radnych o tym jak często zdarza im się rozdzielać bijących się w środkach komunikacji miejskiej nastolatków.
Cegłą w gimbusaA problem nie jest wydumany, bo bostońscy uczniowie szkół publicznych zwykle na lekcje jeżdżą dość daleko, co jest efektem pewnego historycznego wydarzenia sprzed czterdziestu lat. W czerwcu 1974 r. sędzia W. Artur Garrity Jr wydał orzeczenie w myśl którego bostońskie dzieci miały być wożone na lekcje właśnie autobusami szkolnymi. Była to kulminacja kilkuletniej batalii o desegregację w miejskich szkołach. Przez lata utarło się, że dzieci z „białych” bogatych osiedli południowego Bostonu chodziły do szkół wyłącznie tam. Z kolei np. w szkołach w „czarnej” dzielnicy Roxbury, 90 proc. uczniów stanowili Afroamerykanie. Dzięki wspomnianemu orzeczeniu część dzieci z „czarnych” dzielnic przypisano i zaczęto wozić do szkół na południu, i odwrotnie.
Zdarzenie, które nazwano „Boston Busing Decision” to jeden z istotnych elementów w historii emancypacji czarnej społeczności w USA. Jeszcze w połowie lat 60–tych stanowa legislatura w Massachusetts przyjęła ustawę nakładającą na szkoły w których jedna z ras stanowi ponad 50 proc. uczniów obowiązek „desegregacji”. Boston, w którym władze miejskie i szkolne były zdominowane przez białych, zignorował nowe prawo. Orzeczenie z 1974 r. miało umożliwić jego wykonanie. Efekt był jednak taki, że przez następne lata dochodziło do licznych protestów, a autobusy szkolne wiozące uczniów były obrzucane cegłami. Krótko po wydaniu orzeczenia rodzice 30 tys. uczniów z białych dzielnic, przenieśli swoje pociechy do szkół prywatnych.
Do dziś Boston ma jeden z najwyższych odsetków dzieci uczących się w prywatnych szkołach. Biali stanowią ok. 50 proc. mieszkańców Bostonu (w latach 70–tych było to 90 proc.), ale biali uczniowie to zaledwie 13 proc. uczniów szkół publicznych. Wciąż za najlepsze publiczne szkoły uchodzą te w południowej części miasta. Jeśli więc rodzice z Roxbury, Dorchester lub Mattapan chcą, by ich dzieci korzystały z edukacji na wysokim poziomie, muszą zapisać je do odległej placówki, do której droga często prowadzi przez dzielnice o wysokim poziomie przestępczości. I tu wracamy do podstawowego problemu. Do tej pory woziły je tam autobusy, teraz mają jeździć komunikacją publiczną.
Chicago nie jest przykłademZwolennicy zmian, które mają przynieść w rocznym budżecie systemu publicznej edukacji w Bostonie ok. 8 mln dol. oszczędności, zwracają uwagę, że wiele dużych miast w USA, np. Chicago, już od dawna polega na transporcie publicznym, jeśli chodzi o podróże dzieci do szkół. Przeciwnicy nazywają model chicagowski „nieudanym eksperymentem” i zwracają uwagę, że miasto rozważa powrót autobusów szkolnych na niektóre trasy, właśnie z powodu przemocy wobec uczniów. Nie przekonuje ich również to, że bostońscy uczniowie szkół średnich, czyli nieco tylko starszych od będących przedmiotem sporu dwunasto– i trzynastolatków, jeżdżą do szkół komunikacją publiczną. W istocie w niektórych przypadkach bostoński przewoźnik MBTA uruchamia specjalne autobusy kursujące m.in. do najbardziej prestiżowych high schools w mieście, takich jak Boston Latin, czy Latin Academy.
Rada miejska może zablokować plan, nie zgadzając się na uchwalenie budżetu Boston Public Schools (BPS), czyli organu nadzorującego edukację w mieście.
O tym jak w San Francisco autobus też stał się centrum awantury dotyczącej społecznych nierówności przeczytasz tutaj.