Jak wynika z badań, aż 71% ankietowanych przyznaje się do sporadycznego bądź wielokrotnego jeżdżenia bez biletu. W większości przypadków nie wynika to ze złych intencji, tylko gapiostwa bądź braku możliwości zakupu biletu. Straty z tytułu jazdy na gapę wynoszą 80 mln zł w skali roku.
Według badań ankietowych aż 71% przyznaje się do sporadycznie bądź wielokrotnie jeździć bez biletu, z czego 8% stanowią osoby, które robią to wielokrotnie lub zawsze. – Przoduje w tym prawobrzeżna Warszawa: Praga Południe, Rembertów, Wawer i Wesoła. 78% zadeklarowało kiedykolwiek jazdę bez biletu. Najlepiej sytuacja wygląda na Ochocie i Bemowie – mówi Piotr Zimolzak z firmy SN Research, która wykonywała badania na zlecenie Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Najczęściej pasażerowie po prostu zapominają kupić bilet (50%). Wśród innych przyczyn wymieniane są: kierowca nie miał biletu / odmówił jego sprzedaży (37%), brak biletomatu w pojeździe (37%), brak automatu biletowego na przystanku (37%) i awaria biletomatu (27%). – Ludzie są uczciwi. Zdecydowana większość chce kupować bilety, ale wiele z nich zapomina albo nie ma możliwości, bo oczekują, że w pojeździe będzie automat do sprzedaży biletów. To jedna z przyczyn, dla których część pasażerów
rezygnuje z komunikacji miejskiej – mówi Mariusz Przybylski z ZDG TOR.
Problem ten mogłoby rozwiązać umieszczenie biletomatów w każdym pojeździe komunikacji miejskiej – 73% ankietowych przyznaje, że brak takiego urządzenia jest dla nich problemem. – Teraz w Warszawie panuje kompletny bałagan ze sposobem zdobycia biletu – zauważa Adrian Frugalski, wiceprezes ZDG TOR. Biletomaty są tylko w niektórych pojazdach, do tego w części można płacić tylko kartą, a w innych jedynie gotówką. Poza tym różnią się ofertą dostępnych biletów. W części pojazdów nie są dostępne najpopularniejsze, 20-minutowe bilety.
Montaż biletomatów o jednakowym standardzie, z dostępnymi najtańszymi biletami, pomógłby uszczelnić system. Budujące są tutaj dane z Wrocławia, gdzie o ponad 20% zwiększyła się sprzedaż biletów po zmianie systemu dystrybucji. – Wrocław zmienił trochę filozofię sprzedaży biletów. W Warszawie obowiązkiem pasażera jest posiadanie biletu, a we Wrocławiu miasto daje wszędzie możliwość zakupu biletu. W każdym pojeździe jest taki sam biletomat oferujący najtańsze bilety. Zagospodarowano te osoby, które śpieszą się i decydują się podjechać tylko kilka przystanków – mówi Przybylski.
Jak szacują eksperci ZDG TOR, wartość przejazdów bez biletu w Warszawie w skali roku wynosi 80 mln zł. Rocznie w łapie się ok. 250 tys. gapowiczów, a wartość nakładanych wezwań do zapłaty wynosi 40-45 mln zł. – Szacujemy, że gdyby Warszawa poszła drogą Wrocławia, mogłaby zyskać 50 mln zł. W skali budżetu Warszawy to niewiele, ale za to można kupić – po średniej cenie – pięć tramwajów – przekonuje Furgalski.