Warto interweniować, gdy widzimy nielegalnie zaparkowany samochód. Zdjęcie podesłane straży miejskiej nie przepada. Nawet jeśli strażnicy dojadą na miejsce wieczorem, gdy auta już dawno nie ma, nie oznacza to, że kierowca uniknie mandatu. Od początku roku w ten sposób mandat albo pouczenie dostało, lub zapewne dostanie, już ok. 7 tys. warszawskich kierowców.
Niedawno nasz czytelnik wrzucił na twittera zdjęcie auta zaparkowanego na środku pl. Krasińskich w Warszawie. Zdjęciem zainteresowała się Straż Miejska, ale też postanowiliśmy popytać, co dzieje się z informacją, którą dostają strażnicy. W powszechnym odczuciu na zgłoszenie reagują po wielu godzinach, często, gdy samochodu już dawno nie ma, więc mieszkańcy nie widzą sensu w nagłaśnianiu takich przypadków.
A problem jest, bo Warszawa, ale też inne polskie miasta, tonie w samochodach. Liczba zarejestrowanych aut w stolicy zbliża się do liczby mieszkańców. W centrum 20–30 proc. ruchu to kierowcy, którzy szukają miejsca parkingowego.
Nie ma już samochodu? Sprawa jednak nie znika
Jak się jednak okazuje, warto zgłaszać przypadki nielegalnie zastawionych chodników, trawników, dróg rowerowych, a czasem… przejść dla pieszych. Wystarczy takie wykroczenie sfotografować i wysłać straży miejskiej z opisem, choćby mailem lub przez Centrum Komunikacji z Mieszkańcami (czyli słynny numer 19115). Formalnie zgłoszenie wymaga szeregu danych, z których najważniejsze to jednostka, do której jest kierowane, dane kontaktowe zgłaszającego i oczywiście opis zdarzenia. Zdjęcie powinno być tak zrobione, że widać numer rejestracyjny i – rzecz jasna – widać wykroczenie. Nie znaczy to jednak, że brak przecinka spowoduje, że nasze zgłoszenie trafi w niebyt.
Jak to działa? Po pierwsze, na miejsce wysyłany jest patrol. Jeśli auto cały czas tam stoi i istotnie parkuje nielegalnie, sytuacja jest prosta. Jeśli nie, zgłaszający dostaje informację „zdarzenia nie potwierdzono”. Choć komunikat jest mylący, nie znaczy to, że sprawa się kończy. Do właściciela pojazdu kierowany jest bowiem wniosek o wskazanie kierującego, a potem kierujący jest karany mandatem. Jeśli go nie przyjmie, sprawa trafia do sądu.
W referacie prasowym warszawskiej Straży Miejskiej wyjaśniono nam, że w listopadzie weszła w życie nowelizacja kodeksu wykroczeń, która pozwala na ukaranie sprawcy „na podstawie zgłoszenia ze zdjęciem”, czyli bez potrzeby składania przez zgłaszającego dodatkowych zeznań. Specjalnie dla nas drobiazgowo policzono ile takich sytuacji się zdarzyło.
15 tys. zgłoszeń w 2019 r.
Od początku roku SM otrzymała aż 14 653 takie zgłoszenia (to dane z pierwszej połowy czerwca). Spośród nich 6957 jest dalej procedowanych.
Dlaczego mniej niż połowa? „Zgłoszenia, które nie są procedowane to takie, które były niekompletne i nie było możliwości ich uzupełnić (np. zgłaszający nie zostawił swoich danych, nie potrafił lub nie chciał uzupełnić zgłoszenia)” – tłumaczy nam rzecznik SM. „Niekompletne to takie, które np. nie pozwalają na stwierdzenie popełnienia wykroczenia lub zidentyfikowanie samochodu (niewidoczny numer rejestracyjny pojazdu) lub w których nie podano czasu czy miejsca popełnienia wykroczenia”. Jeśli więc zgłaszający nie zadba, by zgłoszenie było porządne, trzeba je będzie uzupełniać.
Rzecznik dodał, że w warszawie na podstawie wspomnianych 6957 procedowanych dalej zgłoszeń wystawiono dotąd 582 mandaty, udzielono 231 pouczeń, 7 wniosków skierowano do sądu, a 5787 postępowań nadal się toczy.
Jeśli więc nawet kara dla kierowców rozjeżdżających trawniki i tarasujących przejścia dla pieszych przyjdzie z czasem, to żadne ze zgłoszeń nie trafia do kosza, jeśli jest kompletne lub może zostać skompletowane.