Ministerstwo infrastruktury uważa, że możliwość wyrobienia prawa jazdy przez 17-latków przyczyni się do… walki z wykluczeniem transportowym. Eksperci są jednak zgodni, że takie przedstawianie sprawy jest kłamstwem, a planowana nowelizacja ma inne, ukryte cele.
Kilka dni temu Rada Ministrów
przyjęła projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo o ruchu drogowym, która zawiera szereg nowych rozwiązań w zakresie prawa jazdy, czy też obowiązku noszenia kasków przez dzieci jeżdżące na hulajnogach i rowerach. O tym wątku szeroko
pisaliśmy tutaj, natomiast w tym tekście skupimy się na zapisach dotyczących wcześniejszego pozyskania przez młodzież prawa jazdy.
17-latkowie za kółkiem receptą na walkę z wykluczeniem transportowym?
Zgodnie z pomysłami ministerstwa infrastruktury zmniejszyć ma się dolna granica zdobycia prawa jazdy kategorii B - resort chciałby, żeby możliwe byłoby zdobycie tych uprawnień już przez 17-latków, którzy mogliby prowadzić auto pod okiem doświadczonego opiekuna przez pół roku od otrzymania prawa jazdy bądź do ukończenia 18 lat. Opiekun będzie musiał mieć ukończone co najmniej 25 lat oraz posiadać prawo jazdy kategorii B od minimum 5 lat. Prawo jazdy 17 letniej osoby będzie ważne tylko w Polsce.
Ministerstwo uzasadnia te zmiany także przez pryzmat… walki z wykluczeniem transportowym.
“Zmiana ta jest podyktowana potrzebą zwiększenia poziomu bezpieczeństwa w ruchu drogowym, jednocześnie ma na celu zwiększenie mobilności młodych osób, co jest kluczowe w niwelowaniu zjawiska wykluczenia komunikacyjnego” – czytamy na stronie resortu.
Nie dziwi więc to, że politycy koalicji rządzącej szybko zaczęli kolportować tę informację w swoich mediach społecznościowych i informować, że planowane zmiany (aby weszły w życie musi je przyjąć parlament a później ustawa musi uzyskać podpis prezydenta) naprawdę pomogą w walce z wykluczeniem transportowym. Trudno jednak zrozumieć, jak zwiększenie liczby kierowców na polskich drogach miałoby pomóc zwalczać braki w rozkładach autobusowych czy kolejowych. Masowa motoryzacja jest bowiem prostą drogą do porzucenia transportu publicznego na rzecz własnego auta, dostępnego dla coraz szerszej grupy społeczeństwa.
O stanowisko w tej sprawie poprosiliśmy resort infrastruktury, jednak do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania.
Gitkiewicz: “Prawo jazdy nie jest receptą na brak autobusu czy pociągu”
Na to, że motoryzacja indywidualna nie rozwiąże braku dostępu do autobusu czy pociągu zwraca uwagę Olga Gitkiewicz, dziennikarka i autorka głośnego reportażu “Nie zdążę”, opisującego wykluczenie transportowe w Polsce.
– Ułatwianie robienia prawa jazdy młodym ludziom to nie jest odpowiedź na wykluczenie komunikacyjne ani w ogóle odpowiedź na jakiekolwiek współczesne problemy.
Wykluczenie transportowe nie dotyczy tylko osób młodych, ale nas wszystkich. Jest problemem systemowym, a KO serwuje pseudorozwiązanie indywidualne, w którym wykorzystuje się instrumenty neoliberalne – mówi Gitkiewicz i dodaje, że serwowane rozwiązanie jest kompletnie nielogiczne i nie przystaje do współczesnych wyzwań - w zakresie hałasu generowanego przez auta, katastrofy klimatycznej czy w końcu statystyk związanych z wypadkami
– Bardzo niebezpieczny jest ten kierunek mówienia młodym osobom, że samochód to jest odpowiedź na problemy, to wolność i niezależność. To jest też kolejny raz mówienie ludziom: radźcie sobie sami. My wam coś tam ułatwimy, ale nie zanadto, nie na poziomie systemowym. I znowu będzie tak, że niektórzy będą sobie mogli pozwolić na prawo jazdy, niektórzy kupią sobie samochody, będzie ich stać na regularne naprawy itd. A inni nadal nie będą mieli nic. Prawo jazdy i w ogóle samochody osobowe to jest transport indywidualny. A wykluczenie komunikacyjne dotyczy transportu zbiorowego. Władza miesza więc tutaj porządki – wskazuje dziennikarka.
Furgalski: Skrót myślowy nie do obrony
Łagodniej, choć w podobnym tonie wypowiada się też Adrian Furgalski, prezes Zarządu Doradców Gospodarczych TOR.
– Rozumiem, że jest to pewien skrót myślowy, bo wykluczenie transportowe likwidować powinniśmy dzięki publicznemu transportowi zbiorowemu. Młodzi ludzie są najmocniej pokrzywdzoną grupą, gdy brak pociągu czy autobusu i samochód może być przejściowym ratunkiem, bo nie od razu wszędzie da się odbudować połączenia komunikacyjne, ale biorąc pod uwagę konieczność jazdy w towarzystwie w okresie próbnym, to ten skrót myślowy będzie trudny do wcielenia w życie. Na szczęście mamy przyspieszenie gdy idzie o przywracanie miast na mapę kolejową kraju i mamy też w procesie legislacyjnym oczekiwane zmiany odnośnie komunikacji autobusowej – mówi Furgalski.
Ekspert przypomina więc, że w najbliższym czasie pociągi mają wrócić do
Ciechocinka czy
Łomży a zmiany odnośnie PKS Plus są aktualnie procedowane. O pomysłach na poprawę jakości połączeń autobusowych w kraju, jakie ma rząd,
przeczytacie tutaj.
Jaki jest prawdziwy cel i przyczyna zmian?
Zdaniem Łukasza Zboralskiego, redaktora naczelnego serwisu brd24.pl, nazywanie planowanej nowelizacji przepisów walką z wykluczeniem transportowym jest kłamstwem i ukrywa prawdziwy sens nowelizacji.
– Argument, że jest to walka z wykluczeniem transportowym jest kłamliwy i łatwo obali to na logikę każdy rozgarnięty dziesięciolatek. Jeśli przeciwdziałać wykluczeniu transportowemu ma możliwość samodzielnej jazdy 17-latka samochodem, to w obecnym kształcie tych przepisów przez pierwsze 6 miesięcy albo do ukończenia 18 roku życia i tak musi jechać z opiekunem, który ma co najmniej 25 lat. W związku z tym ja się pytam, jaka to walka z wykluczeniem jeśli w samochodzie musi być dorosły opiekun, który już ma prawo jazdy od co najmniej 5 lat i sam mógłby wozić tego młodego kierowcę, skoro on i tak będzie tracił ten czas, żeby z nastolatkiem jeździć w okresie próbnym? – wskazuje Zboralski i tłumaczy, jego zdaniem, prawdziwą przyczynę forsowanych zmian.
– Mówię o tym, że rząd kłamie w uzasadnieniu i to jest prawda, bo ta nowelizacja jest połączona z zaleceniem Unii Europejskiej dotyczącej gospodarki unijnej, czyli obniżeniem wieku, w którym młodzi ludzie mogą być kierowcami zawodowymi dużych ciężarówek. I to się da obronić, tylko rząd powinien powiedzieć, że tak jest i że potrzebujemy kierowców transportu w całej Unii Europejskiej. Już dzisiaj ściągamy przecież do nas kierowców z Pakistanu czy innych krajów. Lepiej, żeby młodzi Polacy szybciej wsiadali do samochodów osobowych, żeby zdobywali doświadczenie i potem szybciej zostawali kierowcami zawodowymi. Tak przedstawione uzasadnienie tej nowelizacji byłoby do przyjęcia i zrozumienia przez ludzi, po co więc kłamać o walce z wykluczeniem transportowym? – pyta redaktor naczelny brd24.pl i dodaje, że takie uzasadnienie zmian (braki kadrowe i możliwości pozyskania kolejnych nowych kierowców) byłoby właściwe, gdyby zachować pierwotną wersję nowelizacji.
– Ważne jes to, co było początkowo w tej nowelizacji, ale ostatecznie z niej wypadło. Skoro bowiem wpuszczamy rocznik z tej najbardziej ryzykownej grupy na drogach, czyli 18-24 lata i dołożymy do tego jeszcze 17-latków, no to musimy chociaż trochę zmienić szkolenie i egzaminowanie tych młodych kierowców, bowiem obecny system i sposób na czynienie z kogoś kierowcy wcale nie uczy go bycia bezpiecznym oraz nie uczy rozumienia ryzyka – tłumaczy ekspert.
Nowelizacja miała to kompensować poprzez zapisy o tym, że każdy młody kierowca będzie musiał odbyć specjalne szkolenie - teoretyczne i praktyczne w Ośrodku Doskonalenia Techniki Jazdy – Wtedy można by powiedzieć jasno i prosto. Potrzebujemy więcej kierowców zawodowych, chcemy żeby nastolatkowie szybciej wdrażali się do jazdy samochodem, ale jako rząd myślimy o tym, że jest to poważna grupa ryzyka, więc zabezpieczamy nas wszystkich i ich samych przed tym, żeby nic się nie stało, czyli będziemy ich lepiej edukować, żeby mieli szansę być bezpieczniejsi na drodze niż my – kończy ten wątek Zboralski.
Generalnie więc zmiany możnaby uznać za całkiem korzystne, gdyby przedstawiano je jako recepta na inny niż wykluczenie transportowe problem i gdyby nie porzucono pierwotnych wymogów dodatkowych szkoleń dla młodych kierujących.
“Wykluczenie transportowe? Koalicja rządowa nie rozumie zupełnie nic”
Olga Gitkiewicz poproszona o puentę do tego tematu mówi, że obecna koalicja rządząca zupełnie nie rozumie problemu wykluczenia transportowego
– Zapowiedź zmian i połączeniu ich ze sloganem „walczymy z wykluczeniem komunikacyjnym” pięknie pokazuje, że z tej dyskusji na temat niedostatków transportu publicznego w Polsce, którą toczymy od wielu lat, obecna koalicja rządząca nie zrozumiała absolutnie nic i w dodatku całkowicie otwarcie się do tego przyznaje – kończy reportażystka.