Od dzisiaj przed niektórymi szkołami w Hamburgu staną członkowie rad rodzicielskich i policjanci. Będą informować rodziców o miejscach postojowych, wyznaczonych do wysadzania i odbierania dzieci, a także zachęcać, by w ogóle nie przywozić ich do szkół autem.
Akcja, o której pisze „Deutsche Welle”, jest efektem analizy przeprowadzonej przez uniwersytet w Wuppertalu na zlecenie organizacji samochodowej ADAC. Wykazano w niej niebezpieczne konsekwencje odwożenia dzieci pod same drzwi szkół. Rodzice często parkują w niedozwolonych miejscach, co stwarza duże zagrożenie z powodu ograniczonej widoczności dla innych kierowców i dla pieszych, a także manewrują samochodami w strefie, w której poruszają się dzieci.
Pośrednim niekorzystnym efektem jest fakt, że dzieci odwożone dzień w dzień do szkoły nie umieją potem poruszać się w warunkach ruchu miejskiego.
Idea żyła jednak w mediach krótko i do dziś wszyscy zdążyli o niej zapomnieć, bo o kontynuacji zapowiedzi radnych głucho.
Masowe przywożenie dzieci do szkoły autem jest zresztą zjawiskiem powszechnym w krajach rozwiniętych. Statystyki zbierane w ciągu ostatniej dekady np. w Australii, czy w Wielkiej Brytanii, wskazują na często większe uzależnienie od auta niż w Polsce, gdzie
40 proc. rodziców przyznaje, że tak właśnie „dostarcza” swoje pociechy na lekcje.