Elektryczne busy do Morskiego Oka miały być przełomem: bez spalin, bez koni, z wygodnym dojazdem niemal pod samo schronisko – także dla osób z niepełnosprawnościami. Teraz, wraz z nadejściem zimy, znikają z trasy na kilka miesięcy, a na drodze znów zostają tylko sanie, wozy i własne nogi. Zawieszenie kursów pokazuje, jak daleko jeszcze do momentu, w którym „humanitarna alternatywa” stanie się realnym standardem, a nie tylko letnim epizodem.
Od połowy listopada
elektryczne busy wożące turystów na trasie Zakopane – Włosienica przestały kursować. Tatrzański Park Narodowy zawiesił ich pracę na czas zimy, tłumacząc decyzję koniecznością przeglądów gwarancyjnych oraz warunkami pogodowymi. W efekcie z Tatr znika na kilka miesięcy głośno zapowiadana „humanitarna i ekologiczna” alternatywa dla konnych zaprzęgów – a na drodze do Morskiego Oka znów zostają tylko własne nogi albo końskie zaprzęgi.
Sezon zamknięty: elektryki schodzą z drogi
W oficjalnym komunikacie TPN poinformowało, że od 17 listopada usługa przewozów e-busami zostaje zawieszona „do odwołania”. W drugiej połowie listopada wszystkie cztery pojazdy miały przejść przegląd gwarancyjny, bez którego nie mogą dalej wozić pasażerów. Park podkreśla przy tym, że od początku traktował elektryczne busy jako rozwiązanie sezonowe, ściśle uzależnione od warunków na drodze.
Zima w rejonie Morskiego Oka oznacza oblodzenie, śnieg, wietrzne zamiecie i odcinki objęte zagrożeniem lawinowym. W takich realiach ciężki, 19-osobowy bus elektryczny staje się dla zarządcy parku zbyt dużym ryzykiem – zarówno ze względu na bezpieczeństwo pasażerów, jak i odpowiedzialność prawną. Dlatego zapowiedź powrotu elektryków pojawia się dopiero w odniesieniu do przyszłej wiosny, prawdopodobnie początku maja.
Lato z elektrykami: obietnica zmiany
Tymczasem mijający sezon pokazał, że pomysł ma realny potencjał. Cztery busy, kupione przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska za ok. 3,2 mln zł i przekazane Tatrzańskiemu Parkowi Narodowemu, od 1 maja obsługiwały przede wszystkim trasę Zakopane – Włosienica. Dla turystów oznaczało to możliwość dojazdu z miasta niemal pod sam próg najpopularniejszego tatrzańskiego jeziora, z ostatnim odcinkiem do pokonania pieszo.
Po początkowym falstarcie związanym z wysoką ceną biletów frekwencja zaczęła rosnąć. Do końca sezonu z elektryków skorzystało niemal 12 tys. osób, średnie zapełnienie kursów sięgało trzech czwartych miejsc, a w szczycie sezonu nawet ponad 90%. Najbardziej symboliczna była jednak zmiana dla osób z niepełnosprawnościami: dla nich zorganizowano specjalne, bezpłatne kursy aż pod samo schronisko nad Morskim Okiem. Po raz pierwszy część osób, które dotąd musiały wybierać między rezygnacją z wycieczki a przejazdem konnym zaprzęgiem, dostała nową, neutralną etycznie i wygodną opcję.
Zimowy powrót starego porządku
Zawieszenie kursów na zimę oznacza, że ta alternatywa znika na długie miesiące. Na drodze do Morskiego Oka wraca dobrze znany układ: pieszy marsz albo konny zaprzęg (zimą w formie sań). Dla sprawnego turysty to przede wszystkim kwestia wyboru stylu wycieczki. Dla wielu osób starszych, z ograniczoną mobilnością czy poruszających się na wózkach – bardzo konkretny problem: zimą bez elektryków realnie zostają im w praktyce tylko sanie, albo rezygnacja z wyprawy. Aczkolwiek nie oszukujmy się – w tym okresie takie osoby będzie można prawdopodobnie policzyć na palcach jednej ręki, więc i utrzymywanie kursów byłoby zbyt kosztowne.
Nie zmienia się też zasadniczo sytuacja koni. Choć elektryki miały być ważnym elementem „humanitarnej alternatywy”, w praktyce odciążały zaprzęgi tylko w cieplejszej części roku. Zimą cały ciężar przewozu turystów znów spada wyłącznie na zwierzęta. Równolegle trwają prace nad nowym, lżejszym fasiągiem, który ma zmniejszyć wysiłek koni, ale testy dopiero się zaczynają, a ich efektów jeszcze nie widać na trasie.
Między deklaracjami a praktyką
W tle działa podpisane w lutym porozumienie między Ministerstwem Klimatu i Środowiska, TPN, samorządami i przewoźnikami. Dokument zapowiada stopniową reorganizację transportu do Morskiego Oka: ograniczenie ruchu konnych zaprzęgów, wprowadzenie lżejszych wozów, większy udział ekologicznych środków transportu i docelowe skrócenie trasy dla koni. To właśnie w ramach tych planów pojawiły się pierwsze elektryczne busy, a ministerstwo zapowiada zakup kolejnych.
Na razie jednak jesteśmy w połowie drogi. Latem elektryki pokazują, że nowy model transportu ma sens: są chętnie wybierane, poprawiają dostępność Tatr i dają turystom wybór. Zimą wracamy do starego porządku, w którym cały ruch – poza pieszym – opiera się na koniach. Zawieszenie kursów na zimę nie przekreśla projektu, ale boleśnie przypomina, jak duża jest różnica między ambitnymi deklaracjami a systemową, całoroczną zmianą na szlaku do Morskiego Oka.