Specjaliści i znawcy komunikacji chwalą generalne założenia rewolucji biletowej, proponowanej przez warszawski Ratusz. - Bilet bezprzesiadkowy jest pewnym reliktem. Ludzie nie lubią się przesiadać, a tutaj dodatkowo ich za to karzemy - mówi dr Michał Wolański z Katedry Transportu Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Propozycje Ratusza zakładają m.in. likwidację biletów jednorazowych i zastąpienie ich 75-minutowymi. Z taryfy znikną też bilety 40- i 60-minutowe, zostaną za to zachowane popularne bilety 20-minutowe na krótkie podróże. - Generalnie propozycje ratusza idą w rozsądnym kierunku. Przede wszystkim dlatego, że dotychczas było w Warszawie zbyt dużo rodzajów biletów jednorazowych (obowiązujących krócej niż dobę), tymczasem oferta ta, skierowana do użytkowników sporadycznych, musi być prosta. Jeśli ja często nie wiem, czy przejazd z A do B zajmie mi 35, czy 45 minut, to skąd ma wiedzieć osoba, która z komunikacji korzysta raz na tydzień - a to jest przecież ważna grupa docelowa dla biletów krótkoterminowych - zauważa dr Michał Wolański.
Dobrym krokiem jest też rezygnacja z biletu jednorazowego. Jak wskazują eksperci - to konsekwencja wdrażania układu przesiadkowego. - Bilet bezprzesiadkowy jest pewnym reliktem, na Zachodzie praktycznie nie występuje - mówi dr Michał Wolański. Jak dodaje, nie ma żadnego uzasadnienia, żeby pasażer jadący bezpośrednio z Ursusa na Targówek mógł kupować jeden bilet, a już podróżny, który musi przesiąść się na krótszej trasie z Ursusa na Wolę, miał płacić więcej. - Nie jest to spójne ani z kosztami usługi, ani - co gorsza - z pozycją konkurencyjną komunikacji miejskiej, bo ludzie nie lubią się przesiadać, a tutaj dodatkowo ich za to karzemy - przypomina Wolański.
Zmiany mogą okazać się zaskakujące dla części pasażerów przyzwyczajonych do podstawowych biletów jednorazowych. - Oczywiście jest pytanie, czy powinniśmy bilet bezprzesiadkowy zupełnie wycofywać, czy też np. wprowadzić bilet ważny jednocześnie 75 minut lub do końca trasy danego autobusu czy tramwaju, aby uszanować przyzwyczajenia części klientów - zastanawia się dr Wolański. Przypomina jednak, że w związku z wprowadzeniem biletów czasowych zainteresowanie biletami jednorazowymi sukcesywnie spadało.
Propozycje, jeżeli się im szczegółowo przyjrzeć, rodzą pewne wątpliwości. Nowa taryfa nie odnosi się w żaden sposób do problemu automatów z autobusach MZA, drukujących jedynie papierowe bilety pojazdowe, niekompatybilne z systemem biletów z paskiem magnetycznym. To nie koniec zastrzeżeń. - Przede wszystkim mam wątpliwości, czy wybrane ceny oraz rodzaje biletów (20 minutowy i 75 minutowy - przesiadkowe) są optymalnym rozwiązaniem. Tutaj odpowiedź może dać jedynie szczegółowa analiza rynku - zaznacza Michał Wolański. Dlatego też należy czekać na uzasadnienie do uchwały Rady Miasta.
Kolejna kwestia to wysokość spodziewanych wpływów z tytułu sprzedaży biletów. - Intuicyjnie widzę możliwość spadku przychodów, gdyż wiele osób podróżujących tam i z powrotem może zamiast dwóch biletów teraz kupować jeden. Podobny spadek miał miejsce po wprowadzeniu biletów 20-minutowych - tańszych od bezprzesiadkowych. Wtedy bilety czasowe wyparły jednorazowe, a przychody z miesiąca na miesiąc spadały - wskazuje dr Wolański.