„Już dość dawno temu zostało rozszerzone skrzyżowanie Nowego Światu z Al. Jerozolimskimi przed Domem Partii. Było to jednak tak dawno, że już zdążyliśmy się przestać z tego cieszyć” – ubolewał prawie pół wieku temu magazyn „Motor”. Warto rzucić okiem na publikację z końca lat 50–tych gdy Warszawa miała się rozwijać dzięki uprzyjemnieniu życia samochodom.
„Dziękujemy i prosimy jeszcze…” sugerował w tytule magazyn, który w efektownym fotostory zachwycał się oddaną właśnie do użytku (21 lipca 1959 r.) Trasą Mostową, której najważniejszą częścią był Most Gdański. Gazeta postuluje, by iść za ciosem. „…Zmuszeni jesteśmy przejść do bolączek, którym naprawdę nawet nie wypada egzystować dalej w mieście posiadającym obecnie jedno z najnowocześniejszych rozwiązań komunikacyjnych w Europie”.
„Motor” to najstarszy polski magazyn motoryzacyjny,
który ukazuje się do dziś. Jego pierwszy numer opublikowano w 1952 r. Nie dziwi to, że opisując ówcześnie stołeczne inwestycje drogowe, oceniał je entuzjastycznie. Ale nie wynikało to jedynie z zainteresowań wydawnictwa. Miasto jak najwygodniejsze dla samochodów, było wtedy wyznacznikiem nowoczesności nie tylko w Polsce.
"Motor", wydanie z 1959 r. Czego więc domagali się publicyści „Motoru”? Przede wszystkim wskazywali na, według nich, absurdalnie szerokie chodniki w centrum miasta.
„Fotoreporter Życia Warszawy nie miał specjalnej chęci pokazania niewspółmiernej szerokości chodników do jezdni” – zaznaczali przedrukowując okładkę dziennika ze zdjęciem Alej Jerozolimskich. „Zdjęcie jego jest mimo to świetnym argumentem ukazującym nonsensowne stłoczenie pojazdów tuż przy chodnikach przypominających niewielkie lotniska”. Na zdjęciu widać ulicę z tramwajami pośrodku, dwoma pasami z obu stron i chodnikiem, który istotnie ma szerokość dziś niespotykaną. Jezdnia w niektórych godzinach „pęka od pojazdów”, z kolei ul. Krucza jest zatkana „w swoim najważniejszym dla ruchu punkcie widoczną na zdjęciu kamienicą”.
„Może się wydawać Czytelnikowi, który już przejrzał zamieszczone zdjęcia, że Motor z lekkim sercem i zupełnie nonszalancko proponuje dalsze wyłożenie parudziesięciu milionów złotych na wskazane niby to niewielkie poprawki. Otóż zdajemy sobie sprawę, zmiany te tanie nie będą, Ale cóż, rozkładamy ręce. Mamy piękną moderne stolicę, albo nie mamy. Uroda zawsze kosztuje, prawda? A przecież tu nie chodzi tylko o urodę.