– Infrastruktura do ładowania samochodów elektrycznych to wyzwanie. Gdy robimy testy na kilka aut, to jeszcze damy sobie radę. Ale gdybyśmy chcieli je rozszerzyć, to się już po prostu nie da – mówi w rozmowie z Transportem–Publicznym.pl szef mytaxi Krzysztof Urban. Jego firma, wraz z Elektrotaxi, uruchomiła usługę taksówkową, realizowaną przez sześć elektrycznych aut Nissan Leaf.
Elektrotaxi zaczęło przewozy we wrześniu. Korzysta z sześciu aut. Są już jednak inwestorzy chętni do rozszerzenia floty do 30 aut, a z końcem 2017 roku – do 100 taksówek. Problem w tym, że na razie aż tylu… nie ma gdzie naładować, o czym mówi dostarczyciel aplikacji, za pośrednictwem której można zamówić taksówkę.
Jakub Dybalski, Transport–Publiczny.pl: Skąd pomysł na samochody elektryczne?Krzysztof Urban, prezes mytaxi: Samochodów jest na razie tylko sześć, więc nie możemy zapewnić dostępności, każdemu, kto chciałby się takim samochodem przejechać. A pewnie takich będzie dużo. Nie tylko dlatego, że to jest modne, nowe i ekologiczne, ale też dlatego, że pewnie niewielu z nas miało jak na razie okazję przejechać się autem z takim napędem.
Chcemy sprawdzić, czy taki biznes się po prostu opłaca. Czy samochód może na siebie i na kierowcę zarobić.
Od kiedy auta jeżdżą i kiedy macie zamiar podsumować pierwsze wnioski?Ruszyły we wrześniu. Do końca roku będziemy mieli pierwsze wyniki jeśli chodzi o funkcjonowanie modelu operacyjnego. A jeśli chodzi o pasażerów, to już dziś mamy sygnały, że bardzo im się te pojazdy podobają. Co do kierowców, to jeszcze trochę za wcześnie, żeby mówić o ich wrażeniach.
Z czym jest największy kłopot?Z ładowaniem. W Warszawie nie ma za bardzo gdzie tego zrobić. Takie auto ma zasięg 100–150 km na jednym ładowaniu baterii, a to zbyt mało, by wystarczyło na jedną zmianę kierowcy. Dlatego, każdy z nich dysponuje dwoma pojazdami i wymienia je w ciągu dnia. Gdy jeden jeździ po Warszawie, drugi się ładuje.
Gdzie są ładowane?Miejsc do ładowania samochodów jest dzisiaj w stolicy ledwie kilka. Trochę na prywatnym terenie, poza tym jedna z firm energetycznych już kilka lat temu udostępniła taką infrastrukturę. To wyzwanie, bo gdy robimy testy na kilka aut, to jeszcze damy sobie radę. Ale gdybyśmy chcieli je rozszerzyć, to się już po prostu nie da. Tylko pod marką mytaxi jeździ dziś tysiąc samochodów.
To wasze samochody?Nie. Akurat te należą do naszego partnera, ale kierowcy, korzystając z nich, przyjmują zlecenia przez aplikację mytaxi. W takim modelu zresztą działają wszystkie nasze pojazdy. Pośredniczymy, poprzez aplikację, w zamawianiu taksówki i w ten sam sposób rozliczamy płatności mobilne. Nie jesteśmy właścicielami floty, ale po pierwsze wspieramy tego rodzaju rozwiązania, a po drugie oferujemy naszym kierowcom możliwość leasingu nowych pojazdów. Działając wspólnie, mamy możliwość wynegocjowania lepszej ceny. Z zasady kierowcy prowadzą własną działalność gospodarczą i korzystają z własnych samochodów.
Jesteśmy też mniejszościowym udziałowcem w kilku firmach, które korzystają z własnej floty, kilku–kilkunastu pojazdów. Czasami działają w ten sposób, że zatrudniają kierowców, płacą im stawkę godzinową za pracę, ale wszelkie ryzyka związane z biznesem taksówkowym biorą na siebie.
W czym elektryczne taksówki mogą mieć przewagę nad zwykłymi?Przede wszystkim przewaga jest w tańszym paliwie. Niezależnie od tego, czy porównamy taki pojazd z autami z klasycznym napędem, z napędzanymi gazem, czy nawet z hybrydami, to i tak prąd wychodzi taniej. Gdy taki samochód stoi w korku, to zużycie paliwa spada do zera. Ale to też komfort dla pasażera. Jest cichy. No i tak jak wspomniałem, to jest nowe, modne i ekologiczne. A ta ostatnia cecha nie jest bez znaczenia, bo świadomość pasażerów jeśli chodzi o ekologię rośnie.
Zapisz się do newslettera:
