W największym australijskim mieście wprowadzono niedawno, testowany w ograniczonym zakresie już w zeszłym roku, nowy system oznaczeń transportu publicznego. Piktogramy zostały zastąpione przez litery. Zmiana budzi wątpliwości projektantów.
Podstawowym celem zmiany było ułatwienie życia pasażerom. Rysunki zastąpiono widocznymi z daleka literami. „B” to przystanek autobusowy („bus”), „T” – kolejowy („train”), „F” oznacza prom („ferry”), a „L” stację szybkiego tramwaju (”light rail”). Rzecznik operatora transportu w Nowej Południowej Walii zapewnia, że system spełnia swoje zadanie, a odsetek podróżnych którzy oceniają, że oznaczenia ułatwiają zorientowanie się w mieście znacząco wzrósł.
– Poprzedni system był skomplikowany. W centrum miasta, dla osób, które nie były do niego przyzwyczajone, wręcz nieczytelny. Ten jest tak prosty jak tylko się da – mówi w rozmowie z „The Sydney Morning Herald”.
źródło: smh.com.au
Co to jest "T"?Ale w internetowej sondzie pod tekstem w serwisie gazety połowa z ponad 4 tys. głosujących twierdzi, że nowe oznaczenia mogą wprowadzać w zakłopotanie, a 35 proc. uważa, że zmiana była niepotrzebna. Tylko co dwudziesty głosujący uważa, że nastąpiła poprawa.
Zmiany otwarcie krytykują projektanci i graficy zrzeszeni w Design Institute of Australia. Prezes James Harper przyznaje, że rozmawiał z kolegami po fachu i prawie wszyscy byli przeciwni zmianom. – Dla tych, którzy dopiero zaczynają korzystać z transportu publicznego, a to tak naprawdę najważniejsi klienci, bo ich przede wszystkim chcemy zatrzymać, te litery wcale nie są oczywiste. Dla mnie na przykład nie jest jasne, czy stoję na peronie oznaczonym „T”, czy może w strefie „F” – wyjaśnia. Jeden z jego kolegów zauważył, że w Melbourne literą „T” oznacza się przystanek tramwajowy.
Japończyk nie zrozumieJohn Holt, grafik, który zawodowo zajmuje się projektowaniem oznaczeń w przestrzeni miejskiej twierdzi, że zastąpienie piktogramów literami może być kłopotem szczególnie w takim mieście jak Sydney, dokąd wielu gości przyjeżdża z Azji.
– Potrzebujemy spojrzenia australo–azjatyckiego, a nie europocentrycznego. Gdy w Sydney wyląduję turysta z Japonii, czy z Chin i zobaczy znaczek „T”, to co mu to powie? Nic – tłumaczy.
Projektanci zbijają w ten sposób argumenty wysuwane przez Transport of New South Wales, że w wielu miastach na świecie, m.in. w Paryżu, Berlinie, Barcelonie czy w nowojorskim metrze, stosuje się oznaczenia alfanumeryczne, które są w dodatku łatwiej rozpoznawalne z dalszej odległości.
– Owszem, w Nowym Jorku stosuje się takie oznaczenia linii metra, ale nie są one używane do różnicowania różnych rodzajów transportu publicznego – tłumaczy inny z projektantów oznaczeń, Harry Williamson. – Pasażerowie którzy dostają informację w formie cyfry lub litery potrzebują jej dla znalezienia właściwego peronu, czy pociągu. Ale już wybrali że pojadą metrem.