Uber wypędzony z Węgier

Nowe prawo formalnie nie zakazuje Uberowi działalności, ale zezwala krajowemu regulatorowi komunikacyjnemu na zablokowanie aplikacji w przypadku gdy zapewnia ona „nielegalne usługi przewozowe”. Ramy działalności Ubera na Węgrzech zawężono już w zeszłym roku, a państwowi kontrolerzy bardzo sumiennie sprawdzali, czy kierowcy płacą podatki od rzeczywistych przychodów. – Uber nie został zakazany. Po prostu nowe przepisy powodują, że de facto nie jesteśmy w stanie uniknąć zawieszenia i kary – tłumaczył mediom szef firmy na Europę Środkowo–Wschodnią Rob Khazzam dodając, że po zmianach kierowcy ryzykują cofnięcie licencji i wysokie kary.

Zmiany są efektem intensywnych protestów węgierskich taksówkarzy, którzy uważają Ubera za nieuczciwą konkurencję. Usługa może być według nich tańsza, bo kierowcy Ubera nie spełniają wysokich wymagań jakie stawia się wobec taksówkarzy.

Węgry nie są pierwszym krajem, który wspiera kierowców tradycyjnych taksówek i walczy z Uberem. W różnych miejscach na świecie, urzędnicy gnębią firmę przepisami i pozwami, m.in. w kilku miastach w Niemczech, czy we Francji, która jest i tak jednym z największych rynków dla Ubera w Europie. Z drugiej strony w tym samym czasie gdy firma poinformowała o rezygnacji z rynku węgierskiego, ogłosiła uruchomienie usługi w Portoryko.

Według Ubera w Budapeszcie z firmą (która formalnie, jak sama utrzymuje, nie jest przewoźnikiem autobusowym, ale jedynie dostawcą aplikacji łączącej kierowcę z pasażerem) współpracowało 1,2 tys. kierowców, a aplikacja miała 160 tys. zarejestrowanych użytkowników. 40 proc. z korzystających to obcokrajowcy.