Transport w Dublinie znów drożeje. Minister: Jest tego wart

– Moim prywatnym zdaniem usługi są warte swojej ceny – stwierdził minister Leo Vardakar. – Rozumiem, że gdy ceny idą w górę, nie musi się to wszystkim podobać. Ale transport publiczny w tym kraju i tak jest bardzo mocno subsydiowany. Gdy ktoś jeździ samochodem to z tego nawet nie korzysta. Żeby wypełnić pół baku benzyny trzeba zapłacić ok. 50 euro. Tymczasem za mniej niż 40 euro można przez tydzień jeździć po całym obszarze Dublina – dodał.

Wzrost cen biletów komunikacji miejskiej podzielono. Z początkiem listopada podrożały bilety miesięczne i roczne, a z początkiem grudnia bilety jednorazowe i pre–paidowe. Średnio o 15 proc. Np. cena biletu na kolej podmiejską, którą codziennie rano dojeżdża do pracy wiele osób i tą samą drogą wraca po południu do domów, podskoczyła z 2,8 euro do 3,05 euro. Podwyżki dotyczą wszystkich rodzajów transportu – autobusów, szybkiej kolei podmiejskiej DART i tramwajów Luas.

Michael Kilcoyne, wiceprezes Irlandzkiego stowarzyszenia Konsumentów stwierdził w rozmowie z „Irish Mirror”, że Vardakar „żyje w świecie fantazji”. – W tym kraju codziennie ludzie walczą, by mieć na spłatę hipoteki i mieć co włożyć do garnka. Twierdzenie, że podwyżki ich nie dotkną, jest absurdem – grzmiał.

– Ceny benzyny spadły. Z tego co wiem ostatnio w firmach transportowych nie zatrudniano nowych pracowników. Inflacja utrzymuje się na poziomie 2 proc. Dlaczego więc ceny rosną pięć razy bardziej? – pytał Kilcoyne.

Władze tłumaczą podwyżki tym, że w ostatnich latach spadła liczba pasażerów w publicznych środkach transportu. Narażają się jednak na zarzuty, że w ten sposób na pewno nie wzrośnie. O kolejnych pasażerów chcą walczyć poprawą jakości usług.

Opozycyjni wobec rządu politycy zmiany krytykują. – W obecnej sytuacji ekonomicznej podnoszenie cen transportu publicznego jest wpychaniem ludzi do samochodów. To niczego nie poprawi – twierdzi Dessie Ellis, ekspert ds. transportu z Sinn Fein.