fot. Adam-dalekie-pole, lic. CC BY-SA 3.0 Wikimedia commons
Nie tylko władza centralna, ale też i mieszkańcy mają coraz większe oczekiwania wobec miast. Ich zaspokojenie wymaga środków, tymczasem możliwości kształtowania finansów przez miasta są dosyć ograniczone. Dostają coraz mniej środków z podatku dochodowego z uwagi na ulgi i zwolnienia, stosowane przez ustawodawcę. Jednocześnie samorządy muszą pobierać niektóre opłaty, chociaż nie chcą.
– Benjamin Barber napisał książkę o tym, co by było, gdyby światem rządzili burmistrzowie, a nie rządy narodowe. Jak wynika z przedstawionych tam tez, większość pragmatycznych rozwiązań wynika nie z rozwiązań ustawowych, a z tego, co jest wypracowywane na samym dole – zauważa Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy.
Nie można różnicować pietruszki i koszuli
To jednak nie burmistrzowie rządzą państwami, a narzucone ramy działania są bardzo sztywne. – Gdyby w Polsce dosłownie stosować klauzule generalne, które są zawarte w ustawie o samorządzie gminnym, to bylibyśmy zdolni kształtować warunki takie, jakich oczekują mieszkańcy. Paradygmat w w polskim prawie administracyjnym jest taki, że nam wolno tyle, ile mówią przepisy, a nie tyle, ile nie mówią – mówi Michał Olszewski. Takie podejście ma bezpośrednie przełożenie na możliwości kształtowania polityki finansowej samorządów.
Miasta w niektórych przypadkach nie mają nawet swobody w ustalaniu niektórych opłat. – Jeżeli przepis ustawy mówi, że miasto wprowadza opłatę targową, to nie jest tak, że możemy ją wprowadzić, albo nie. Musimy ją wprowadzić – podaje przykład Olszewski. Co więcej, okazuje się, że z różnicowaniem opłat też może być problem. – W zeszłym roku w jednej z uchwał chcieliśmy ustrukturyzować opłaty za poszczególne sektory rynku handlu i wprowadziliśmy segmentację (oddzielna opłata za kwiaty cięte, oddzielna za coś innego). Co ciekawe, Regionalna Izba Obrachunkowa nam to zaskarżyła, twierdząc, że my nie mamy prawa dzielić tych, którzy sprzedają kwiaty, od tych, co sprzedają ogórki czy handlują koszulami, bo nie jest napisane w ustawie, że możemy – kontynuuje Olszewski.
Potrzeba więcej swobody
Zdaniem komentujących zmiany wymaga ustawa o opłatach i podatkach lokalnych. – Przede wszystkim chodzi o podatek od nieruchomości. W decentralizacji państwa zatrzymaliśmy się w połowie drogi. Z jednej strony stanowi dochód samorządów, z drugiej strony sposób jego poboru, stawki są sztywne – mówi Alan Aleksandrowicz, prezes Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego, należącej do miasta. Nawołuje za katastryzacją, czy zróżnicowaniem w zależności od lokalizacji czy wartości nieruchomości. – To jedyne narzędzie, żeby wpływać na pewne procesy urbanistyczne – twierdzi Aleksandrowicz. Przykładowo w Warszawie podatek od nieruchomości stanowi 9%. W modelu skandynawskim i anglosaskim to kapitał, z którego realizuje się inwestycje miejskie.
Brak swobody działania utrudnia także relacje z inwestorami. – Mamy uchwałę, że od stworzonych miejsc pracy są zwolnienia od podatku, ale to za słaba zachęta dla potencjalnych inwestorów. Kilka lat temu, gdy firma MTU, związana z branżą lotniczą, budowała fabrykę w specjalnej strefie ekonomicznej, kupując od nas grunt, oczekiwała konkretnej ceny – mówi Marek Ustrobiński, wiceprezydent Rzeszowa. Tymczasem cena ustalona przez rzeczoznawcę była wyższa i miasto nie mogło legalnie sprzedać terenu taniej. – Cena ustawiona na podstawie opinii rzeczoznawców była wyższa. Po kilku wizytach w ministerstwie i rozmowach z wicepremierem udało się nam uzyskać zgodę na obniżkę i umowa doszła do skutku. Była kwestia, czy zarobić parę setek tysięcy złotych więcej i nie doprowadzić do inwestycji, czy też zgodzić się na stratę przy sprzedaży gruntu, ale uzyskać kilkaset miejsc pracy w hi-techu – wskazuje Ustrobiński. Rozmówcy podkreślają, że samorządy powinny mieć więcej swobody w kształtowaniu katalogu zwolnień i zachęt inwestycyjnych. – Prawo jest nieelastyczne, ale z drugiej strony przepisy są niedookreślone i pozwalają na dowolną interpretację – twierdzi Aleksandrowicz.
Dochody spadają
Zmiany w prawie podatkowym, od którego zależą finanse miast, rzadko kiedy uwzględniają interes samorządów. – Dzisiaj nasze dochody w 50% składają się z podatków dochodowych od osób fizycznych i prawnych. O ile stabilność od osób fizycznych jest do przewidzenia, to gorzej sytuacja wygląda w przypadku osób prawnych z uwagi na różnego rodzaju ulgi, które są zmieniane przez ustawy – mówi Michał Olszewski. Skutki takich zwolnień, rozdawanych lekką ręką przez polityków, mogą mieć katastrofalny wpływ na finanse miast. – Dziś, jeżeli chodzi o wpływy od podatku od osób prawnych, mamy połowę tego, co mieliśmy w 2008 r. W naszym przypadku to 400 mln zł – to połowa wydatków na utrzymanie budownictwa komunalnego czy pomoc socjalną – wylicza Olszewski.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.