Brytyjski dziennikarz opisał w serwisie BBC jak po rowerowym zderzeniu z samochodem zaczął się bać z powrotem jeździć do pracy na dwóch kółkach. „Brak pewności siebie na rowerze to droga donikąd” – komentuje rowerowy ekspert. „Nie przyklejaj się do skraju jezdni, wręcz przeciwnie” – dodaje.
Dziennikarz radiowy Dan Whitworth przyznał, że jest jednym z tych tysięcy londyńczyków, którzy wsiedli na rowery po igrzyskach w 2012 r., zachęceni przez sukcesy Bradleya Wigginsa (Brytyjczyk zdobył wtedy złoto w jeździe indywidualnej na czas, w tym samym roku wygrał Tour de France). Nigdy nie żałował. „To tańsze, przyjemniejsze, od tego czasu jestem w lepszej kondycji niż kiedykolwiek w życiu” – napisał. Ale odkąd kilka tygodni temu został potrącony przez samochód (nic groźnego się nie stało), wsiadł na rower tylko raz. „Straciłem całą pewność siebie, po każdym innym użytkowniku drogi spodziewałem się, że zrobi coś nieprzewidzianego. Gdy dojechałem do pracy, byłem wyczerpany psychicznie” – tłumaczył.
Być wielkim na drodzeWhitworth zdał sobie sprawę, że jego brak zdecydowania naraża go na niebezpieczeństwo./ To samo mówi Daniel Dansky z organizacji Cycle Training UK, która uczy rowerzystów jak bezpiecznie poruszać się w gąszczu miejskim. Warto pamiętać, ze w Wielkiej Brytanii, a szczególnie w Londynie wypadków z udziałem rowerzystów jest sporo. Choć władze miasta od kilku lat intensywnie promują ruch rowerowy, za chęciami nie nadąża infrastruktura. W efekcie rowerzyści korzystają z zatłoczonych śródmiejskich ulic.
Dansky jako podstawowy błąd wskazuje to, co początkujący, ale też zdenerwowani ruchem ulicznym rowerzyści robią podświadomie, tzn. przyklejają się do krawędzi jezdni i próbują na niej jak najmniej przeszkadzać. – Róbcie tak, a kierowcy będą was ignorować – wskazuje. – Piesi dużo chętniej wejdą wam pod koła, a kierowcy zaparkowanych samochodów otworzą drzwi tuż przed wami – wylicza.
Zamiast tego radzi, by być zauważalnym, i na ile się da, rzecz jasna w zgodzie z przepisami, „większym” niż jest się w rzeczywistości. Gdy jedzie się po ulicy, to zdecydowanie nie jest moment, w którym należy być niewidocznym.
Głośny AmsterdamW przytaczanym bardzo często jako wzór miasta przyjaznego rowerom Amsterdamie, bardzo rzadko można spotkać nowy rower. Holendrzy jeżdżą na składakach, często wiekowych. Jako powód zwykle podają cenę (nowoczesny rower do jeżdżenia po mieście nie jest im potrzebny), ale też bezpieczeństwo, bo skrzypiący składak słychać na kilometr, więc żaden pieszy nie wejdzie im pod koła. Inna sprawa, ze w holenderskich miastach rowerzystów jest tak dużo, że problem ich „niewidzialności” właściwie nie istnieje.
Dansky radzi też tym, którzy po stłuczce stracili pewność siebie, by odbudowywali ją stopniowo, np. jeżdżąc po parku. – Gdy będziesz widział, że wracają umiejętności, wróci też pewność siebie – tłumaczy. A co z początkującymi rowerzystami? Muszą przemóc chęć bycia jak najmniejszym i kopiować zachowanie tych bardziej doświadczonych, którzy nie boją się korzystać z całej szerokości jezdni tam, gdzie jest to dozwolone. Jeśli tak jeżdżą i robią to długo, to znaczy że to skuteczna taktyka przetrwania.