fot. Scott A Thornbloom, wikimedia commonsparada w Chicago
Z opublikowanego przez Census Bureau (amerykańska agencja zajmująca się spisem ludności) zestawienia wynika, że Amerykanie jeżdżący do pracy rowerem lub idący do niej na piechotę mieszczą się w granicach błędu statystycznego. Jeśli jednak przyjrzeć się tej niewielkiej grupie, okazuje się bardzo zróżnicowana.
Aż 86 proc. mieszkańców USA dojeżdża do pracy samochodem. To liczba szokująca, choć poza większymi miastami (ale również w niektórych z nich) własne auto jest często jedynym dostępnym środkiem transportu. Co prawda według danych zebranych przez ankieterów w ciągu ostatnich lat liczba cyklistów i pieszych nieznacznie rośnie. Dziś w USA jest pięć miast w którym liczba rowerzystów przekracza 3 proc. (w 2000 r. nie było żadnego), a spośród 50 największych miast w ponad połowie coraz więcej mieszkańców jeździ do pracy rowerem (tylko w arizońskich Phoenix i Mesa takich osób jest mniej niż kilkanaście lat temu). Ale w sumie takich osób w całym kraju jest 0,6 proc. Na piechotę do pracy chodzi 2,8 proc.
Gdy się jednak przyjrzeć obu grupom, można znaleźć w nich kilka reguł. Na rowerze chętniej jeżdżą Amerykanie, niż Amerykanki. Rower zdaje się oszczędzać czas dojazdu do pracy. O ile średnio Amerykanin poświęca na dojazd do pracy 26 min., to średnia dla rowerzystów to 19,3 min. To oznacza (i to wynika z badań, w których proszono o wskazanie godziny, o której wychodzi się z domu), że śpią dłużej.
Z kolei w przypadku spacerujących do pracy zdecydowanie częściej robią to mieszkańcy północnych, niż południowych stanów. Ponad 6 proc. takich osób jest na Alasce, w stanie Nowy Jork i w stołecznym Dystrykcie Kolumbia. Na południu na piechotę do pracy nie chodzi prawie nikt.
Najciekawsze jest jednak porównanie sposobu dojazdu do pracy z dochodami i wykształceniem. Najbiedniejsi, których nie stać na samochód, zwykle nie mają innego wyjścia, tylko polegać na sile nóg. Ale procent tych, który do pracy idą lub pedałują nieznacznie rośnie gdy roczne dochody takich osób przekraczają 100 tys. dol. Jeszcze wyraźniej widać to w porównaniu do wykształcenia. Najmniej cyklistów i spacerowiczów znajdziemy wśród osób, których określono jako „some college” (odpowiednio 0,3 i 1,7 proc.), czyli mają za sobą jakąś edukację ponadlicealną. Więcej niezmotoryzowanych jest wśród osób, które edukację skończyły na „high–school”, ale też wśród osób z dyplomem. Najwięcej wśród tych, którzy nie mają nawet średniego wykształcenia (odpowiednio 0,7 i 3,7 proc.), oraz wśród co najmniej magistrów (0,9 i 2,7 proc.).
Amerykański paradoks polega na tym, że ci, którzy rezygnują z samochodu, albo są na tyle biedni, że muszą, albo są na tyle bogaci i dobrze wykształceni, że… mogą sobie pozwolić na ten luksus. Słowo „luksus” nie jest przypadkowe, bo „walkable cities” (czyli „miasta do spacerowania”), stają się wyznacznikiem bogactwa. Tam gdzie dom, praca i rozrywka znajduje się w zasięgu spaceru, lub roweru, czynsze są najwyższe. Pewnie najbiedniejsi Amerykanie świetnie by się tam odnaleźli, ale stać ich tylko by mieszkać na przedmieściach.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Pl. Bankowy 2, 00-095 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.